środa, 30 marca 2016

Jackson (Got7) `chapter 2

[w poprzednim rozdziale]
"Gdy tylko usłyszałam krzyki chłopaków, uderzyłam chłopaka jeszcze kilka razy, a później ktoś z dużą siłą odciągnął mnie od nieprzytomnego Jacksona. Spojrzałam na jego twarz. Wielka, czerwona, morka plama, nie przypominała kształtem niczego. Mój wzrok gorączkowo powędrował na dłonie. Gorąca krew, która powoli zasychała, śmierdziała padliną. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się fala satysfakcji. Schyliłam głowę, a na moje twarzy w końcu zagościł uśmiech."
* * *
Przebudziłam się, słysząc bicie serca. Przetarłam oczy i spojrzałam do góry.
- Co Ci jest ? - spytał mnie Mark.
- Boże. - odpowiedziałam i podniosłam głowę z jego kolan. Rozejrzałam się dookoła.
- Gummi ? - ujął delikatnie moją brodę, odwrócił ją w swoją stronę i spojrzał mi w oczy.
- Nic się nie stało. To był tylko sen. - przyznałam. Obok nas pojawił się Suga.
- Mark, jedziesz z nami ? - zapytał. Mark przez chwilę wpatrywał się w chłopaka, aby później przenieść wzrok na mnie.
- Gummi, a Ty jak wrócisz ? - spytał
- Nie martw się o mnie. - odpowiedziałam - Jungkook jest w domu, na pewno mnie odwiezie.
- Na pewno? - dopytywał.
- Tak. - potwierdziłam. Mark zabrał puste butelki, ucałowł moje czoło i odszedł z Sugą, kilkukrotnie odwracając się w moją stronę. Miałam wrażenie, że nadal się o mnie martwił, mimo to odsunęłam od siebie myśli o chłopaku i skierowałam głowę w stronę zachodzącego słońca. Dopiero teraz plaża wydawała mi się atrakcyjna. Podniosłam się z koca i podeszłam do wody. Lekki powiew wiatru sprawił, że zadrżałam. Odkręciłam się na pięcie, z zamiarem założenia koszulki i spodenek. Gdy tylko zobaczyłam, że przede mną stoi jakaś osoba, odruchowo cofnęłam się o krok. Dopiero po chwili spostrzegłam, że jest to Jackson.
- Proszę, nie uciekaj, nie krzycz. - powiedział od razu - Chcę tylko porozmawiać.
- Jackson, nie zapomniałam co mi robiłeś.
- Rozumiem. - odpowiedział - Chciałbym żeby wszystko było jak dawniej. Skrzywdziłem cię i nigdy nie zapomnę jak mocno, ale chciałem powiedzieć, że mnie też to boli. - klęknął przede mną - Chciałbym żebyś mi wybaczyła.
Spojrzałam na zasmuconego chłopaka.
- Myślałam o tym wszystkim nie raz. - zaczęłam - Jackson, ja nie umiem Ci tego wybaczyć. Nie teraz. Najwidoczniej nie jestem jeszcze gotowa żeby o wszystkim zapomnieć.
Widziałam jak jego wzrok wbija się w ziemię, a on podnosi się z piasku, odwraca i odchodzi. Nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony chciałam mu wybaczyć, a z drugiej, moje serce nadal wracało do tej sytuacji, krzywdząc mnie coraz bardziej. Podbiegłam do koca, chwyciłam koszulkę i spodenki, po czym wbiegłam po schodkach. Kurtka Jacksona zniknęła właśnie zza zakrętem. Wciągnęłam spodenki i pobiegłam. Z każdym stawianym krokiem, moje serce przyśpieszało. Pot, który po chwili zaczął spływać po moim czole stał się nie do zniesienia. Każdy wdech powodował, że płuca paliły mnie coraz bardziej. Cały świat zaczął wirować, a ja zwolniłam. Nagły ból głowy powalił mnie na kolana. Zacisnęłam powieki, wciągając kilka głębokich wdechów.
- Jackson ! - krzyknęłam ostatkiem sił, opadając na ziemię. Ostrość niknęła, a obraz przed oczyma czarniał. Nagły i ostry dźwięk w uszach sprawił, że straciłam przytomność.

*Kilka stłumionych krzyków. Przerywany puls i cichy głos: Nie możesz teraz umrzeć.*

Obudził mnie poranny dzwonek. Otworzyłam oczy łapczywie łapiąc powietrze. Biała ściana, którą zobaczyłam spowodowała u mnie nagły przypływ adrenaliny. Złapałam się za nienaturalnie ciężką głowę. Co dokładnie się stało ?
Próbując sięgnąć pamięcią wstecz, jedyne co widziałam to kleks, który rozlał się na moich wspomnieniach. Potarłam czoło, kiedy do moich uszu dotarł przerywany pisk. Rozejrzałam się dookoła siebie. Kilka monitorów sprawdzających puls i zachowanie organizmu, pełna kroplówka i mała, metalowa szafka obok łóżka. Trzask drzwi sprawił, że moja głowa odwróciła się w stronę dźwięku. Starszy mężczyzna w kitlu podszedł do łóżka. Najwyraźniej był lekarzem.
- Stan pańskiego zdrowia jest kiepski. Przeprowadzimy jeszcze kilka badań i przedstawię pani więcej szczegółów tego zasłabnięcia. Myślę, że jeszcze jutro opuści pani szpital z dalszymi wskazaniami. - powiedział po czym bezszelestnie opuścił salę.

*9 dni później*
Odebrałam telefon.
- Gummi, wszystko w porządku ? Od naszego spotkania na plaży milczysz. - usłyszałam po drugiej stronie. Od razu rozpoznałam głos Jungkooka.
- Wszystko ok. - skłamałam.
- Jesteś pewna ? - spytał po raz kolejny.
- Tak. - odpowiedziałam. - Muszę kończyć. - pośpieszyłam go spoglądając na drugą stronę ulicy.
- Dobrze, jeszcze się odezwę, pa. - rozłączył się, a ja przebiegłam przez ulicę, znajdując się na chodniku. Złapałam za rękę chłopaka przede mną. Odwrócił się, a na jego twarzy zobaczyłam uśmiech.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 744
Liczba liter w poście wynosi: 4730
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

poniedziałek, 28 marca 2016

Jackson (Got7) `chapter 1

Główni bohaterowie: Jackson (GOT7); Gummi
Bohaterowie poboczni: Jungkook, Suga, V (BTS); Mark, JB (GOT7)
Gatunek: dramat
* * *
"No tak Gummi, jesteś brzydka" - pomyślałam, kiedy przeglądałam się w lustrze. Małe usta, większy niż przeciętnie, nos, a najgorsze z tego były moje oczy. Przekleństwo. Czarne jak węgiel i przerażające. Za każdym razem, patrząc w swoje oczy, moje serce ściskało obrzydzenie. Ale jak można nie patrzeć na swoje oczy ? Gdyby tylko można było jakoś operacyjnie zmienić ich kolor, byłoby cudownie. Przeczesałam włosy odwracając wzrok od lustra. Odłożyłam szczotkę na miejsce i wyszłam z łazienki. Słońce wpadało przez okno mojej sypialni, rozświetlając ją. Dzisiejszy dzień zapowiadał się falą upału. Podeszłam do szafy, założyłam sukienkę i chwyciłam telefon, który spokojnie leżał na biurku. Kolejny dzień wakacji zapowiadał się dość nudno. Ścisnęłam mocniej komórkę i zeszłam na dół. Idąc po zimnych płytkach, czułam, jak przez całe ciało przebiega mnie dreszcz. Zakładając buty, usłyszałam dobrze znaną mi melodię. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam.
- Cześć Kookie. - powiedziałam na powitanie radośnie.
- Hej Gummi. - odpowiedział równie entuzjastycznie. - Masz może ochotę na spotkanie ?
- W takim razie gdzie chcesz mnie zabrać ?
- Mam małą, prywatną plażę. - zaskoczył mnie - Bądź u mnie za godzinę. Weź ładny kostium kąpielowy i ręcznik, o pieniądze nie musisz się martwić.
- No dobrze. - przytaknęłam. - Do zobaczenia. - rozłączyłam się, odłożyłam telefon na półkę z kluczami i pobiegłam na górę. Zrzucając z siebie ubranie, podeszłam do szafy. Wciągnęłam na ciało najlepsze bikini, przejrzałam się w lustrze, po czym założyłam koszulkę i spodenki. Po raz kolejny zbiegłam na dół, zabrałam telefon, chowając go do kieszeni. Chwyciłam kilka banknotów ze schowka, plecak, do którego schowałam ręcznik i wyszłam z domu. Przechodząc obok sklepowej witryny, cofnęłam się i weszłam do środka. Kupiłam kilka butelek piwa, i wróciłam na wcześniejszą trasę. Po trzydziestu minutach odsapnęłam i weszłam do dormy. W środku dobiegły mnie głosy kłótni. Postawiłam plecak na stoliku, który stał tam odkąd pamiętam i przekroczyłam próg salonu.
- Mówiłem Ci, żebyś nie wrzucał swojego prania razem z moim ! - krzyknął V, wymachując brunetowi przed twarzą mokrymi bokserkami. Suga siedział i wpatrywał się w telewizor.
- Tae, przestań robić z igły widły. - odpowiedział spokojnie brunet. Stałam cicho i dziwiłam się, że jeszcze żaden z nich mnie nie zauważył.
- "Tae, Tae, Tae..." - powtórzył V, wykrzywiając się i wymachując praniem na wszystkie strony. - Tae tylko chce żeby Suga nie wrzucał swoich ubrań do jego prania. - jego irytacja rosła. Suga wstał z kanapy i złapał V za koszulkę. Wszyscy wiedzieli, że Tae nie chciał żeby ktokolwiek dotykał jego koszulek.
- Uspokój się. - powiedział Jungkook.
- Człowieku, Pradę gnieciesz ! - krzyknął Tae. Wydałam z siebie stłumiony śmiech, szybko zasłaniając usta. V i Suga spojrzeli na mnie zdziwieni. Brunet puścił Tae, a ten schował bokserki za plecy.
- No ładnie panowie. - usłyszałam głos za sobą. Nagle obok mnie stanął Jungkook. - Jedziecie, czy nadal będziecie kłócić się o pranie ?- zapadła cisza, co dla Kookiego, było dostateczną odpowiedzią. - Więc marsz na górę, spakować się i za 10 minut widzimy się w samochodzie.
Gdy tylko Suga i V zniknęli z pola widzenia, Kookie złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Ślicznie wyglądasz. - uśmiechnął się.
- Dziękuję. - odpowiedziałam, czując, że po mojej twarzy rozlewa się rumieniec. Szybko oderwałam się od chłopaka i pobiegłam do plecaka, pokazując mu co jest w środku.
- Nie musiałaś. - powiedział - Zadbałem o naszą zabawę, ale dziękuję. - wziął ode mie plecak, znikając z nim na kilka minut. Wrócił i stanął obok mnie, po czym obiął mnie ramieniem. Po kilku minutach V i Suga znaleźli się na dole. - Dobrze, jedziemy.
Wyszliśmy z dormy, zamykając za sobą drzwi i wsiedliśmy do podstawionego wcześniej auta, ruszając na plażę.
[...] 
Rozłożyłam kilka kocy na piasku, zdjęłam ubranie, zostając w bikini i związałam włosy. Obok mnie znalazł się V.
- Chodźmy. - powiedział, po czym złapał mnie za ręce i pociągnął w stronę wody.
- Tae, zaczekajmy jeszcze chwilę, dobrze ? - spytałam go. Od jakiegoś czasu bałam się otwartych akwenów wodnych. W jednej chwili poczułam zimne dłonie na moim brzuchu. Ktoś mnie objął.
- Cześć. - powiedział niskim tonem. Wyszarpnęłam się z jego uścisku i gdy tylko zobaczyłam kto to, zaśmiałam się.
- Mark, nie strasz mnie więcej. - powiedziałam i szturchnęłam go w ramię. Chłopak obdażył mnie szerokim uśmiechem.
- Przepraszam cię na chwilę, ale muszę iśc po resztę. - powiedział.
- Resztę ?
- Przecież wiesz, że nigdy nie jeżdżę sam.
- Jackson też jest ? - serce podeszło mi do gardła, gdy wymawiałam jego imię. Chłopak milczał. - Nie, nie, nie... - powtarzałam. Moje serce zaczęło bić szybciej. Mój wzrok powędrował na górę schodów, które prowadziły na plażę. Zbliżające się śmiechy i głosy, sprawiły, że poczułam się słabo. Nagle na samej górze pojawił się JB i Jackson i kilkoro innych chłopaków.
- Jeśli chcesz, mogę go stąd zabrać. - zaproponował chłopak
- Nie. - powiedziałam - Po prostu nie będę zwracać na niego uwagi.
- Nie martw się. Nie skrzywdzi cię. - przyznał Mark. Chciałam mu uwierzyć. Machnęłam ręką do znajomych i stremowana weszłam na pomost obok. Przez kilka minut samotnie wpatrywałam się w V, który zbliżał się do brzegu. Gdy tylko przepływał obok uśmiechnął się delikatnie, po czym wspiął się na pomost i usiadł obok mnie.
- Co się stało ? - spytał
- Nic ważnego. - uśmiechnęłam się. - Tak tu pięknie.
- Masz rację. - odpowiedział. Jego głos zagłuszył dźwięk wbiegających do wody ludzi. Gdy tylko przed moimi oczyma pojawił się Jackson, cały świat zwolnił. Jego śmiech i wyciągnięte ręce, skierowane były do innej dziewczyny. Jego widok zburzył mur, którym otoczyłam się na ten wieczór. Podniosłam się z pomostu i ruszyłam w stronę schodów. Wbiegłam na górę i zaczęłam iść przed siebie. Musiałam wszystko przemyśleć, a przede wszystkim uspokoić. Kiedy ktoś złapał mnie za rękę, wyrwałam mu ją i odwróciłam się zdenerwowana.
- Spokojnie Gummi, to ja. - powiedział Mark. - To wszystko przez Jacksona, prawda?
- Mark, przecież dobrze wiesz co mi zrobił. - powiedziałam. Zacisnęłam zęby powstrzymując łzy.
- Jestem pewien, że tego nie chciał. - miałam wrażenie, że chłopak nie zdaje sobie sprawy, jak jego słowa wpływały na moją osobę. Poczułam, że przez tyle lat otaczałam się zdrajcami. Moje nogi w jednej chwili odmówiły mi posłuszeństwa, a ja upadłam na kolana. Mark złapał mnie za ramiona i podciągnął do góry. - Co Ci jest ?
Spojrzałam na niego, jak przez mgłę. Zamrugałam kilka razy, pozbywając się tego dziwnego uczucia.
- Nic. - otrzepałam kolana - Chodźmy stąd.
Wróciliśmy na plażę, siadając razem na kocu. Oparłam się o chłopaka, patrząc w martwy punkt na horyzoncie.

*2 godziny później*
Mark odszedł z Sugą, a ja zostałam na kocu sama. Towarzystwa powoli ubywało, sprawiając, że plaża z każdą godziną robiła się coraz cichsza, aż w końcu ucichła. Nuciłam pod nosem melodię, która zataczając krąg, nie dawała mi spokoju. Czując na barku delikatną dłoń, odsapnęłam.
- Mark, mówiłam Ci, nie strasz mnie więcej. - odwróciłam głowę. Mój uśmiech zniknął, ustępując miejsca strachowi. Zerwałam się na równe nogi i odsunęłam od chłopaka. - Idź stąd Jackson.
- Ja wiem, że nadal masz wielki uraz za to, co Ci zrobiłem. - zaczął
- Odejdź. - powiedziałam zaciskając pięści - Nigdy Ci nie wybaczę.
- Proszę, pogadajmy. - wyciągnął do mnie rękę. Przez chwilę jego dłoń wydawała mi się spokojną przystanią, aby w jednej chwili zmienić się w okropne wspomnienia.
- Nie będziemy rozmawiać ! - krzyknęłam. - Dla mnie jesteś nikim, Jackson.
- Byłem pijany. - odezwał się. Na jego twarzy malowało się zniesmaczenie.
- To nie tłumaczy tego cholernego gwałtu !  - wrzasnęłam, stawiając pewnie krok w jego stronę. Pięści paliły mnie z bólu wbijanych paznokci. - Nie rozumiesz tego, prawda ? - podeszłam do niego, kładąc mu ręce na torsie i popychając do tyłu. Chłopak zachwiał się i przewrócił o kilka rozrzuconych butelek piwa. Rzuciłam się na niego, uderzając go w twarz. Usłyszałam chrupnięcie, a z jego złamanego nosa trysnęła krew. - Ty pieprzony dupku ! - krzyczałam, okładając jego twarz pięściami. Chłopak nie próbował się bronić, co podziałało na mnie jak motor napędowy. Moje pięści stykające się z jego ciepłą twarzą wydawały charakterystyczne dźwięki chlupania. Krew pryskała na prawą stronę, mieszając się z piaskiem. Dławiący się własną krwią chłopak, sprawiał, że czułam się coraz lepiej. Gdy tylko usłyszałam krzyki chłopaków, uderzyłam chłopaka jeszcze kilka razy, a później ktoś z dużą siłą odciągnął mnie od nieprzytomnego Jacksona. Spojrzałam na jego twarz. Wielka, czerwona, morka plama, nie przypominała kształtem niczego. Mój wzrok gorączkowo powędrował na dłonie. Gorąca krew, która powoli zasychała, śmierdziała padliną. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się fala satysfakcji. Schyliłam głowę, a na moje twarzy w końcu zagościł uśmiech.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 1461
Liczba liter w poście wynosi: 9038
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

sobota, 26 marca 2016

Mark (Got7) `chapter 1 (ost.)

Główni bohaterowie: Mark (GOT7); V (BTS); Gummi;
Bohaterowie drugoplanowi: Lexi; JB (GOT7); Suga (BTS)
Gatunek: romans; dramat; jedno-part
* * *
Wróciłam do domu, gdy tylko otworzyłam drzwi, na korytarzu czekała już na mnie siostra - Lexi.
- Gdzieś Ty była do cholery ? - spytała wściekle. Rzuciłam jej dzikie spojrzenie.
- Byłam z Yi-En. - odpowiedziałam spokojnie. Nie chciałam dać się jej sprowokować.
- Znów włóczyłaś się z tym Tajwańczykiem ? - parsknęła. Wstałam i przechodząc obok niej uderzyłam w jej ramie.
- Uważaj na słowa kretynko. - zagroziłam wchodząc do pokoju, zarazem przekręcając klucz w zamku. Rzuciłam plecak w kąt i usiadłam na łóżku. Wyjęłam telefon. Pomarańczowa lampka LED migała oznajmiając radośnie otrzymaną wiadomość. Odblokowałam ekran i szybko odczytałam SMS. "Gummi, hej. Może zobaczymy się dziś w dormie ? Mam dla nas film, czekam." 
Uśmiechnęłam się. Odkąd byłam z Yi-En poznałam na prawdę dobrych i miłych ludzi. Jednym z nich był właśnie V. Odpisałam szybko, potwierdzając moje przybycie i schowałam go z powrotem w kieszeń spodni. Niedługo musiałam czekać na odpowiedź V. W końcu zaprzyjaźniliśmy się tylko i wyłącznie dzięki Yi-En, ale od razu poczuliśmy się w swoim towarzystwie swobodnie. Wychodząc z domu zabrałam paczkę papierosów i ruszyłam przed siebie. Od dormy V dzieliło mnie raptem 500 m, więc wolnym krokiem przeszłam na drugą stronę ulicy i wypatrywałam budynku. Po chwili zobaczyłam jego dach i w kilka minut byłam już przed drzwiami. Zadzwoniłam, minęło kilka sekund nim ktoś otworzył mi drzwi.
- Hej Gummi. - uściskał mnie na przywitanie - V jeszcze się kremuje w pokoju. - zauważyła wpuszczając mnie do środka.
- Nic nie szkodzi Suga, poczekam. - odpowiedziałam mu grzecznie. Chłopak powiesił moją kurtkę na wieszak i zaciągnął mnie do salonu.
- Usiądź bo mam coś dla Ciebie.
Zrobiłam co powiedział i wpatrzyła się w niego. Suga wyjął z kieszeni brązowych spodni papierosa. Wkładając mi go w ręce szeroko się uśmiechnął.
- Suga, przecież wiesz, że mam swoje. - odpowiedziałam, baczniej przyglądając się podarunkowi.
- Tak, wiem, ale to nie to co myślisz. - odrzekł. Po raz kolejny szeroko się uśmiechnął. Przytknęłam papierosa bliżej twarzy. Zapach tabaki przebijał ostrzejszy, siarczysty przebłysk.
- Ganja. - powiedziałam i zaśmiałam się cicho. Suga wstał z fotela, nachylając się nade mną.
- Taki mały prezencik na dziś. - przyznał - Mam tego więcej. Jak będziesz chciała zajarać, wpadnij na górę. - odwrócił się. Słyszałam jak jego kroki milkną na drzwiami pokoju. Schowałam papierosa do w pudełka, które było już prawie puste i schowałam je do kieszeni spodni. Wpatrzyłam się we włączony telewizor i nie zauważyłam, że V siedzi już obok mnie i energicznie szturcha mnie w ramię.
- Cześć moja śliczna przyjaciółko. - powiedział ściskająć mnie mocno.
- Cześć mój zabawny przyjacielu. - odparłam, kładąc mu głowę na ramieniu.
- To zaczynamy. - V wziął pilot i włączył film. Pierwsze 10 minut okazało się nudniejsze niż myślałam. Moja głowa znalazła się na udach V, który delikatnie głaskał moje włosy. Przez kolejne kilka minut próbowałam powstrzymać się od tego żeby nie zasnąć. Byłam zmęczona, a mój głód sprawił, że zamknęłam oczy na kilka sekund. Obudziłam się dopiero po dwóch godzinach. Podniosłam się z kolan V i rozejrzałam. Zegar na ścianie wskazywał godzinę piętnastą. Przetarłam oczy, kierując głowę na V. Jego głowa niebezpiecznie odchylała się do tyłu. Uśmiechnęłam się, bo chłopak najwyraźniej też zasnął. Podniosłam się z kanapy najciszej jak mogłam i skierowałam się w stronę pokoju Sugi. Gdy tylko weszłam do środka uderzył we mnie odór palonej ganji. Chłopak zerwał się na nogi i momentalnie opadł na kanapę na której siedział.
- Jak mnie przestraszyłaś. - powiedział z ulgą.
- Bawisz się beze mnie. - powiedziałam ze złością w głosie.
- Usiądź to pobawimy się razem. - uśmiechnął się. Jego białka były lekko zaczerwienione, a oczy szkliste. Wiedziałam, że musiał już trochę wypalić. Podeszłam do niego, siadając obok. Chłopak podał mi skręta i zapalniczkę. Bez wahania podpaliłam papierosa, mocno się zaciągając. Dym, który znalazł się w płucach, swobodnie wyleciał na zewnątrz. Poczułam jak zaczyna otaczać mnie fala spokoju i równowagi. Wypaliłam do końca i oddając zapalniczkę chłopakowi, obróciłam się na pięcie.
- Zaczekaj. - złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się, a chłopak wręczył mi pełną paczkę wynalazku. - Proszę, to dla Ciebie. - powiedział i  mocno mnie uściskał. - Zaległy prezent urodzinowy.
- Nie trzeba. - odpowiedziałam.
- Trzeba. - przyznał. - Trzymaj się słońce. Pa. - ucałował mnie w policzek. Wyszłam z jego pokoju i zeszłam do salonu. V nadal spał, a telewizor, wyłączył się automatycznie. Podeszłam do niego i przez chwilę wpatrywałam się w jego twarz. Chłopak wydał mi się uroczy. Przysunęłam się bliżej niego. Teraz widziałam dokładniej jego twarz. Dotknęłam jego policzka, a chłopak poruszył się i otworzył oczy. Spojrzał na mnie mętnym wzrokiem i rozprostował się. Przez chwilę walczyłam z uczuciem, które ogarnęło mnie odkąd spojrzałam na niego. Trwało to może kilka minut, a nawet sekund. Przysunęłam się blisko jego twarzy i zetknęłam nasze wargi w pocałunku. Chłopak nie protestował, po chwili wkładając swoją rękę w moje włos i delikatnie masując głowę. Ekscytacja i radość jakie miotały moim ciałem ustąpiły wyrzutą sumienia, strachowi. Oderwałam się od chłopaka i pośpiesznie udałam się do wyjścia. Wkładałam kurtkę, kiedy przede mną zjawił się chłopak.
- Co się stało ? Zrobiłem coś nie tak ? - zarzucał mnie pytaniami.
- Nie V, było dobrze. Nawet bardzo, ale ja nie mogę. - przyznałam. Czułam jak do moich oczy napływają łzy. - Przepraszam. - powiedziałam, minęłam go wybiegłam z dormy. Od razu skierowałam się do budynku, w którym mieszkał Mark. Gdy tylko taksówka zawiozła mnie na miejsce, zapukałam do drzwi. Otworzył mi Mark. Gdy tyko go zobaczyłam, moje serce krzyknęło "Nie mów mu. Ma nic nie wiedzieć!".
- Hej kochanie. - powiedziałam.
- Hej. - wpuścił mnie do środka. - Gdzie byłaś? Dzwoniłem, pisałem.
Zdjęłam buty, kurtkę i w milczeniu weszłam do jego pokoju, który znajdował się na parterze.
- No więc, gdzie byłaś ? - zapytał. Spojrzałam na niego.
- Byłam u V. - odpowiedziałam pewnie. W powietrzu czułam, że Mark przygotowuje się do kłótni.
- A co robiliście ? - spytał.
- Oglądaliśmy film, ale zasnęłam i nie pamiętam o czym był. - odpowiedziałam. Mark od razu wybuchnął.
- Dlaczego cały czas spotykasz się z tym frajerem !?
- On nie jest frajerem. - opowiedziałam mu spokojnie. Nie chciałam dać się sprowokować.
- Bronisz go ! Może się z nim przespałaś, co ?
- Ty podła gnido, jak możesz ! - moja otwarta dłoń powędrowała na jego policzek. Odskoczyłam od niego, ale Mark złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął. Wyglądał na wściekłego. Nagle jego twarz przybrała delikatnego wyrazu, a on rozluźnił swój uścisk.
- Ja po prostu nie mogę cię stracić. - przyznał cicho. - Przepraszam cię Gummi. Nie chcę żeby to tak wyglądało, ale gdy tylko słyszę o tym jak dobre dogadujesz się z V, jestem zazdrosny. Ja nie jestem taki jak on, my tak dobrze się nie dogadujemy. I to wszystko we mnie siedzi, jak cholerna drzazga.
- Hej, Mark, ale to ja Ciebie kocham. - powiedziałam całując go delikatnie. Chłopak przytulił się do mnie, składając na szyi pocałunek.
- Muszę iść na trening, dasz sobie radę tutaj ? - zapytał.
- Tak. - dopowiedziałam mu. Mark przebrał się, wziął torbę sportową i żegnając się ze mną buziakiem, wyszedł. Otworzyłam okno w pokoju. Świeże powietrze otoczyło mnie ze wszystkich stron, delikatnie łaskocząc. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Gdy tylko wypiłam herbatę, w pomieszczeniu pojawił się JB.
- Gdzie Mark ? - zapytał. Zignorowałam go i odłożyłam gazetę na półkę w rogu. - Ej, Gummi !
- Czy Ty wszystko musisz wiedzieć ? - spytałam
- Boże, co Ci odbiło ? - spytał. Najwyraźniej był oburzony. - Ja do Ciebie przyjacielsko, a Ty do mnie z wrogością. - chwycił butelkę wody owocowej, i wszedł na górę. Przeczesałam włosy palcami i uderzyłam pięścią w stół. Podniosłam się, weszłam do góry i zapukałam do pokoju JB. Nikt mi nie odpowiedział, więc zapukałam powtórnie. Nadal nic. Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Chłód, który panował w środku sprawił, że zrobiło mi się słabo.
- Czego chcesz ? - zapytał wzburzony JB. Jego wzrok utkwiony był w otwartym oknie. Podeszłam bliżej.
- Nie chciałam źle. - przyznałam.
- Źle ? - odwrócił głowę w moją stronę, wrogo patrząc mi w oczy. - Źle to jest odkąd Ty tutaj jesteś. - przyznał z uśmiechem - Wszystko psujesz ! Nasz zespół się sypie, a to wszystko przez Ciebie idiotko. Mark nigdy nie powinien cię poznać, a tym bardziej tu przyprowadzać.
Miałam wrażenie, że ktoś przebija moje serce strzałą. Odwróciłam się i wyszłam z jego pokoju. Pośpiesznie zeszłam na dół, zabrałam kurtkę i buty, które założyłam za zewnątrz i wyszłam za bramkę. Wyjęłam telefon z kieszeni. Po kilku próbach nawiązania połączenia z V, zrezygnowałam, zamówiłam taksówkę i po kilkudziesięciu minutach wylądowałam przed klubem, w którym trenował Mark. Weszłam na tyły i pośpiesznie wypaliłam trzy siarczyste papierosy od Sugi. Schowałam resztę do kieszeni i wyszłam na halę treningową. Kilkoro chłopców zwróciło na mnie uwagę, któryś z nich nawet krzyknął do Marka: "Gummi przyszła". Gdy tylko chłopak znalazł się blisko mnie, jego twarz przybrała nieco innego wyrazu niż wcześniej.
- Paliłaś ? - spytał. Dopiero wtedy poczułam jak silne były papierosy. Mark nie lubił kiedy się trułam.
- Tak. - odpowiedziałam pewnie. Mark był zniesmaczony. - Przepraszam cię. - zacisnęłam powieki. - Z nami koniec.
- Co, jak to ? - spytał Mark. - Dlaczego ?
- Nie kocham cię. - wzięłam kolejny szybki oddech.
- Nie wierzę w to. - powiedział. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że z nami koniec.
Uniosłam głowę na wysokość jego oczu i spojrzałam w nie.
- Z nami koniec. - powiedziałam tak po prostu.
- Dobrze. - pokręcił głową zły. Opuścił ją i przetarł oczy. - Wynoś się.
- Ma...
- Nic nie mów. - przerwał i spojrzał na mnie zawiedziony. - Nie chcę Cię znać. Nie chcę !
Odwróciłam się i skierowałam do wyjścia. Po chwili byłam już na zewnątrz. Mój telefon zaczął nerwowo wibrować w kieszeni. Odebrałam go szybkim ruchem.
- Coś się stało ? - usłyszałam zdenerwowany głos V. W tle szum i pomiędzy klaksonami jego szybki oddech.
- Potrzebuję pomocy. - powiedziałam
- Gdzie jesteś ?
- Spotkajmy się w naszym miejscu. - rozłączyłam się. Wyjęłam papierosa, idąc w stronę umówionego miejsca.

*V*
Biegłem ile sił w nogach. Gdy tylko dowiedziałem się, że Suga dał Gummi pełną paczkę jego wymyślnych papierosów wpadłem w szał. Obawiałem się, że dziewczyna wypali wszystko na raz. Wszystko zwieńczała myśl o Marku. Gdyby był spokojniejszy i opanowany, na pewno Gummi nie miałaby teraz takich problemów. Gdy tylko znalazłem się na miejscu, dziewczyna siedziała już na trawie. W nosie poczułem ostry zapach i dostrzegłem górę białego dymu. Podszedłem do niej. Gdy tylko schyliłem się nad Gummi, jej wzrok padł prosto w moje oczy. Przestraszyłem się. Jej białka miały odcień jasnej, szklistej czerwieni. Miałem wrażenie, że patrzę w oczy lalki.
- Gummi ! - potrząsnąłem ją za ramiona. Dziewczyna upuściła papierosa na trawę, szybko przycisnąłem go butem. - Co się dzieje do cholery!? - w moich oczach zebrały się łzy - Co się dzieje Gummi?!
Dziewczyna wpatrywała się we mnie milcząc.
- Ja już tak nie chcę. - wyszeptała. Jej głos był ledwo słyszalny. - Chcę to skończyć.
- O czym Ty mówisz ? - wrzasnąłem po raz kolejny, mocno potrząsając dziewczyną.

*Gummi*
Wpatrywałam się w chłopaka przez krótką chwilę. Usłyszałam stłumiony wybuch. Wszystko zaczęła otaczać ciemna mgła. Świat stanął, a z nim moje serce.

[2 dni później]

Lokalna telewizja: "Nie żyje Gummi Mayers, córka piosenkarki i aktorki Joulie Mayers. Miała 19 lat (...) Okoliczności śmierci dziewczyny nie są nam w pełni znane, ale po rozmowie z jednym z biegłych, dowiedzieliśmy się, że dziewczyna miała zawał serca. Przyczyną było zażycie ogromnej ilości heroiny i marihuany..."

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 1965
Liczba liter w poście wynosi: 11981
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

wtorek, 22 marca 2016

Luhan `chapter 3 (ost.)

[w poprzednim rozdziale]
"- Niech pan przestanie jęczeć ! Najważniejsze w tym momencie to zdobyć w jakiś sposób komórkę...
- Nie mamy ani grosza, przecież pani mówię ! Jak mamy to zrobić ?
- To bardzo proste. Trzeba ukraść."
* * *
Wyszliśmy z tłocznego parku prosto na szeroką aleję biegnącą wzdłuż niego. Już po kilku krokach poczułam wciągającą atmosferę metropolii. Wokół rozbrzmiewały klaksony taksówek, uliczni grajkowie, krzyki ulicznych sprzedawców. Nie mamy ani sekundy do stracenia. - pomyślałam. Zmrużyłam oczy, żeby przyjrzeć się dokładniej okolicy. Na chodniku reklamował swój towar nielegalny handlarz, wpychający turystom T-shirty i plakaty eks-Beatlesów. Moją uwagę przyciągnęła grupa nastolatków stojących jakieś dziesięć metrów od nich: byli to hałaśliwie zachowujący się Hiszpanie, którzy fotografowali się przed Seoul National University. Po kilku sekundach obserwacji wybrałam swój "cel" i szybko opracowałam plan działania. Wskazałam brodą Luhanowi na grupę młodzieży.
- Widzi pan tego chłopaka, który gada przez telefon?
Chłopak podrapał się w szyję.
- Którego ? Prawie wszyscy trzymają komórki przy uszach.
- Ten niski grubas w okularach, ostrzyżony na garnek, w koszulce FC Barcelona.
- Niezbyt odważnie rzucać się na dziecko...
- Nie rozumie pan chyba, w jak dramatycznej sytuacji się znaleźliśmy. - odpowiedziałam - Luhan, ten typ ma conajmiej szesnaście lat, po za tym nie chodzi o to, żeby na niego napaść, tylko pożyczyć od niego komórkę.
- Jestem głodny, czy nie moglibyśmy raczej podwędzić czegoś do jedzenia ? - jęknął chłopak
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Niech pan się przestanie wygłupiać i lepiej mnie posłucha. Będziemy szli przytuleni do siebie. Kiedy znajdziemy się obok tego chłopaka, popchnie mnie pan na niego, a jak tylko chwycę komórkę, musimy natychmiast uciekać.
Chłopak pokiwał głową twierdząco.
- Łatwizna.
- Łatwizna ? Zobaczy pan jak łatwo jest uciekać z rękami zakutymi w kajdanki.
Dalszy ciąg zdarzeń rozegrał się tak jak chciałam. Wykorzystując zaskoczenie smarkacza, łatwo wyrwałam mu komórkę.
- Teraz ! W nogi ! - rzuciłam do Luhana. Zielony człowiek migał na sygnalizacji ulicznej. Wykorzystaliśmy to, żeby przejść na drugą stronę alei, po czym daliśmy nura w najbliższą, prostopadłą uliczkę. Bieg okazał się gorszy niż przewidywałam. Mało tego, że musieliśmy synchronizować kroki, to jeszcze, będąc różnego wzrostu, szarpaliśmy kajdankami, które za każdym razem boleśnie obcierały im skórę wokół nadgarstków.
- Biegną za nami ! - krzyknął Luhan, rzuciwszy wzrokiem do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam grupkę biegnących w naszą stronę hiszpańskich nastolatków. A to pech. - pomyślała. Kiwnęła głową. Przyśpieszyliśmy oddalając się nieznacznie od ścigających. Szybko przebiegliśmy na drugą stronę alei. Pościg był coraz bliżej, młodzi Hiszpanie nawoływali przechodniów, wzywając ich na pomoc.
- W lewo ! - krzyknął Luhan, skręcają gwałtownie.
Nagła zmiana kierunku zaskoczyła mnie. Ledwo utrzymałam równowagę, wpadając ze sporą prędkością w zakręt. Krzyknęłam z bólu, gdy obręcz kajdanek wbiła mi się w skórę.
Biegliśmy na południe, rozpychając przechodniów, przewracając kilka straganów, nawet o mało co nie stratowaliśmy miniaturowego yorka. Za dużo ludzi. - pomyślałam. Starając się biec po brzegu chodnika, źle postawiłam nogę, co spowodowało kolejny ból, wbijanych w ciało kajdanek. Nie umiejąc wyhamować, przewróciłam się, pociągając za sobą Luhana i wypuszczając komórkę z dłoni, której zdobycie tyle ich kosztowało.
Cholera ! - krzyknęłam w głowie. Szybkim ruchem Luhan zabrał telefon, podciągną mnie do góry i szarpnął za sobą. Każdy kolejny krok był torturą. Biegliśmy trzymając się za ręce. Dziesięć, pięćdziesiąt i sto metrów. Przed oczyma migały mi kratki kanalizacyjne, wykrzywione twarze dzieciaków, budyni ze szkła i betonu. Z naszych nadgarstków płynęła krew, a trudem oddychaliśmy, ale wyrównaliśmy tempo. Spojrzeliśmy na siebie w biegu.
- Teraz albo nigdy ! - zdecydowałam.
Rzuciliśmy się na oślep przez skrzyżowanie wśród pisku opon i klaksonów. Wyciągnęłam rękę w biegu wskazując na wielką galerię.
- Parking podziemny. - wydusiłam. Chłopak skinął głową. Wślizgnęliśmy się na asfaltowy podjazd starając się wymijać samochody, które wyjeżdżały na ulicę. Na pierwszym poziomie pod ziemią ostatkiem sił przebiegliśmy przez całe piętro i dotarliśmy na klatkę schodową. Gdy w końcu wyłoniliśmy się na powierzchnię, zauważyliśmy, że grupa pościgowa zniknęła.
[...]
Wsparliśmy się o ścianę na tyłach kamienicy, ciężko dysząc. Byliśmy obolali. Odwróciłam głowę w jego stronę, a nasze oczy szybko się spotkały. Chłopak szeroko się uśmiechnął, powodując u mnie tą samą reakcję chemiczną. Z mojego palącego gardła wydobył się stłumiony śmiech. Towarzyszył mi niezwykle dobry humor. Oparłam rękę na ramieniu chłopaka, gdy ten ustał przede mną, mocno dociskając moje obolałe ciało do muru. Jego ciepły oddech powodował drżenie wszystkich moich kończyn. Chłopak pochylił głowę i przycisnął swoje zwilżone usta do moich. Miałam wrażenie, że właśnie tego potrzebowałam.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 741
Liczba liter w poście wynosi: 5037
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

niedziela, 20 marca 2016

Luhan `chapter 2

[w poprzednim rozdziale]
"Gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyliśmy to. "To", czyli wielką, szklaną budowlę, pnącą się ku górze. Tą budowlę widzieliśmy już wiele razy na filmach. Nie był to ani Paryż, ani Dublin. To był Seoul. Central Park."
* * *
- O boże. - westchnął chłopak. Na jego twarzy malowało się zdumienie. Nawet jeśli było to niewiarygodne, teraz nie mieliśmy już wątpliwości.
Słyszałam jak moje serce bije jednym, oszalałym rytmem. Po drugiej stroni zauważyłam adeptów tai-chi i kilku mieszkańców okolicy, którzy wybrali się na poranny spacer z pupilami. Z tak bliska mogłam już zidentyfikować charakterystyczne odgłosy miasta - szum przejeżdżających samochodów, klaksony, syrenę wozu policyjnego.
- To jakieś pieprzone szaleństwo. - wyszeptałam. Skupiłam wzrok na pobliskich drzewach i zaczęłam zastanawiać się nad tą sytuacją. Zgodziłam się, że z pewnością spędziła zakrapianą noc tak jak Luhan, aż urwał nam się film. Jednak coś nadal nie dawało mi spokoju. Wręcz nie do pomyślenia było to, że ktoś wpakował nas na pokład samolotu bez naszej zgody. Pamiętałam, że lot na trasie Polska-Seoul trwał ponad osiem godzin, i że trzeba było odjąć dwie godziny z powodu różnicy czasu. Musieliśmy więc przylecieć tutaj prywatnym samolotem. Teoretycznie nie było nie niemożliwe, ale rzeczywistość to inna historia. Coś zdecydowanie się nie zgadzało.
- Nie możemy tutaj stać, pośród tych wszystkich ludzi. - powiedziałam - Zaraz zatrzyma nas policja.
- Więc co pani proponuje ? - spytał
- Proszę mnie wziąć za rękę, szybko ! - nakazałam mu.
- Co ?
- Proszę wziąć mnie za rękę, żebyśmy wyglądali jak para zakochanych, i szybko przejdźmy do miasta! - zarządziłam, gwałtownie pociągając go za sobą. Posłuchał mnie i bez większych problemów przeszliśmy przez park, znajdując się na ulicy.
- Tak czy inaczej, musimy zgłosić to na policję. - odezwał się facet.
- Akurat sami pchalibyśmy się w paszczę lwa.
- Tak nakazuje zdrowy rozsądek, kotku !
- Jeszcze raz się pan do mnie tak odezwie, a uduszę pana tymi kajdankami. Zacisnę je na szyi i będę trzymać tak długo, aż pan wyzionie ducha ! Nieboszczyk robi o wiele mniej głupstw, przekona się pan.
Widziałam jak facet ignoruje groźbę i marszczy nos.
- Nie zamierzam grać roli uciekiniera. - powiedział. Był najwyraźniej podirytowany.
- Na prawdę jest pan taki głupi czy tylko udaje ? - spytałam sarkastycznie - Może pan nie zauważył, ale jesteśmy spięci kajdankami ! Jesteśmy nierozłączni, wbrew naszej woli. Więc tak długo, jak jesteśmy skuci, będzie pan robił to co ja.
- Dlaczego nie chce pani iść ze mną na policję ?
- Bo niech pan sobie wyobrazi, że wiem jak ona działa. - odpowiedziałam mu.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Tak ? A myślałam, że nie pamięta pan niczego z minionej nocy...
- Nie ufa mi pani ?
- Pana historia z barem w Dublinie nie trzyma się kupy. - odpowiedziałam wulgarnie. Miałam prawo posądzać go o kłamstwo.
- Pani historia z barami we Francji też jest równie nieprawdopodobna ! Po za tym to pani ma zakrwawioną koszulę, pistolet w kieszeni i...
- Zgadza się, to ja mam pistolet. - przerwałam mu. - W związku z tym zamknij się i rób co Ci każę, dobra?
Mężczyzna wzruszył ramionami i westchnął zirytowany. Przełknęłam ślinę, czując jak po moim ciele rozchodzi się fala stresu, zmęczenia i strachu.
Próbowałam zebrać myśli. We Francji było wczesne popołudnie. Koledzy z wydziału powinni zauważyć już moją nieobecność i zawiadomić o tym dyrektora. Zapewne też ktoś zadzwonił już na moją komórkę. W głowie zaczął kształtować się plan działania. Na początku powinnam poprosić o pomoc, zadzwonić do wydziału, należało zdobyć nagrania z kamer parkingu, listę prywatnych samolotów, które wylatywały do Nowego Yorku tej nocy. Lista zdawała się nie mieć końca. Od dawna w życiu motywowała ją adrenalina, której dostarczała jej praca. Była jak narkotyk, który w przeszłości zrujnował jej życie. Teraz jako jedyny potrafi zmusić mnie do wyjścia z łóżka. Wciągnęłam w płuca chłodne powietrze. Uspokoiłam się, gdy poczułam, że natura policjantki bierze nade mną górę.
Nadal trzymając się za ręce, dotarłam z Luhanem do trójkątnego ogrodu. Spojrzałam ukradkiem na faceta obok. Musiałam dowiedzieć się o nim więcej, kim jest na prawdę. A jeśli to ja nałożyłam mu kajdanki ? A jeśli tak, to dlaczego to zrobiłam ? Luhan spojrzał na mnie zaczepnie.
- Co pani proponuje ?
- Zna pan kogoś w tym mieście? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak, nawet mam tutaj kilkoro dobrych znajomych, jeden z nich to wokalista Kim Minseok, ale niestety źle się składa, bo jest teraz na tournee.
- Więc nie zna pan żadnego miejsca, w którym moglibyśmy zdobyć narzędzia, żeby uwolnić się od tych kajdanek, wziąć prysznic, przebrać się ?
- Nie. - przyznał - A pani?
- O ile pan pamięta nie mieszkam tutaj...
- "O ile pan pamięta nie mieszkam tutaj..." - powtórzył za mną mężczyzna, wykrzywiając się. - W takim razie nie wiem czy uda nam się nie pójść na policję. Nie mamy forsy, ubrań na zmianę, komórek ani dokumentów, które poświadczyły by naszą tożsamość...
- Niech pan przestanie jęczeć ! Najważniejsze w tym momencie to zdobyć w jakiś sposób komórkę...
- Nie mamy ani grosza, przecież pani mówię ! Jak mamy to zrobić ?
- To bardzo proste. Trzeba ukraść.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi:865
Liczba liter w poście wynosi: 5222
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Seo Kangjoon (5uprise) `1 (ost.)

Główni bohaterowie: Seo Kangjoon (5uprise); Gummi; Max;
Bohaterowie poboczni: Lexi, Amanda
Gatunek: romans; dramat; jedno-part
* * *
Po kilku dniach spędzonych z Kangjoon, obudziłam się w jego łóżku. Chłopak spał, a ja pośpiesznie zabrałam swoje ciuchy i wyszłam z jego pokoju. Ubierając spodnie zastanawiałam się co tak na prawdę wydarzyło się tej nocy. Podnosząc z podłogi buty, dostałam SMSa. Moja siostra próbowała połączyć się ze mną od kilku godzin. Przeczytałam pośpiesznie wiadomość i trzęsącymi się rękoma odpisałam kilka słów Lexi. Ubrałam kurtkę i wyszłam z jego posiadłości. Idąc chodnikiem poddałam się wiatrowi, który delikatnie muskał moją skórę. Zima - pomyślałam. Odkąd pamiętałam była dla mnie czymś strasznym. Śnieg, zimno, to nie było dla mnie. Mimo tego, zmieniający się klimat sprawił, że w tym roku nie spadł ani jeden śnieg i zima przypominała wczesną wiosnę. Była sobota, godzina 9, a ulice już zapełniali ludzie. Przeszłam na drugą stronę i skierowałam się do domu za żeliwną bramą. Drzwi otworzyła mi Lexi.
- Wczoraj na imprezie zniknęłaś mi z oczu. - powiedziała zła - Widziałam jak wychodzisz z jakimś facetem.
- Kangjoon. - odpowiedziałam i zdjęłam buty w przedsionku.
- Zachowywałaś się jakbyś była kompletnie pijana. - odrzekła. Spojrzałam na nią. Jej potargane włosy odstawały we wszystkie strony. Dopiero wstała - pomyślałam, odkręciłam się na pięcie i poszłam do swojego pokoju. Odkąd mieszkałam z Lexi, ona próbowała kontrolować cale moje życie. Miałam już 20 lat, a ona nadal udawała moją matkę. Nie miałam jej tego za złe, ale czasem przesadzała. Rzuciłam telefon na łóżko, zabrałam ręcznik z szafki i poszłam pod prysznic. Gdy tylko wysuszyłam włosy, ubrałam świeże ubrania. Siadając na łóżku, próbowałam przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Umówiłam się z Kangjoonem w klubie, kilka piw sprawiło, że poczułam się jak młody bóg, a później... - wysiliłam myśli. Nic, pustka.  Miałam wrażenie, że stało się coś na co nie pozwoliłam. Poszłam z nim do łóżka ? Przecież dobrze wiedział, że tego nie chcę. Zebrało mi się na płacz. Próbowałam odsunąć myśli o tej niepewności co tak na prawdę zaszło między nami. Położyłam głowę na poduszkę, ściskając koc w prawej dłoni. Przykryłam się, wzięłam książkę z etażerki i zaczęłam czytać.

*2 miesiące później*
Od czasu wspólnej nocy z Kangjoonem nie dawał on znaku życia. Nie próbowałam do niego dzwonić, pisać. Bolało mnie, że chłopak zabawił się ze mną tylko i wyłącznie moim kosztem. Przechodziłam obok parku, czując na sobie czyjś wzrok, a później ręce. Przeraziłam się. Mój wzrok powędrował na nieznajomego, który szedł obok mnie, kurczowo trzymając mnie za rękę. Kangjoon. Szybko odwróciłam wzrok, a chłopak wciągnął mnie do jakiejś ciasnej uliczki. Ustaliśmy bez ruchu. Jego głowa obróciła się kilka razy w prawo i lewo, a on pewny siebie zdjął kaptur. Od razu przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Czując jego ciepło zdałam sobie sprawę, że tak bardzo mi go brakowało.
- Gummi, tak bardzo chciałbym cię przeprosić. - zaczął - Zrobiłem coś strasznego. Wtedy, gdy wróciliśmy do domu, ja...przespaliśmy się ze sobą.
Spojrzałam mu w oczy, widziałam, że żałuje tego co zrobił, że jemu też jest ciężko.
- Pomyślałeś, co ja czułam ? Nie wiedziałam co się stało, a teraz mamy jeszcze większy problem.
- Co się stało ? - spytał.
- Jestem w ciąży. - powiedziałam. Błysk z prawej strony sprawił, że serce podskoczyło mi do gardła. Odwróciliśmy głowy w stronę źródła światła.
- Chodźmy. - powiedział Kangjoon łapiąc mnie za plecy i popychając na ulicę. Przez chwilę widziałam jak biegnący za nami ludzie zmiejszają dystans. Kangjoon wepchnął mnie do czarnej furgonetki, a ta z piskiem opon odjechała z tamtego miejsca. Ludzie z aparatami wybiegli na ulicę robiąc zdjęcia.
- Co to było ?! - krzyknęłam. Czułam, że ledwo łapię oddech, a radość z widoku Kangjoona mija.
- Cholerni reporterzy. Są jak robaki. Niby ich nie widzisz, a są. - przyznał Kangjoon - Wracając do tematu. Na prawdę jesteś w ciąży ?
- Tak. - przyznałam. Kangjoon podrapał się po głowie i przysunął bliżej mnie.
- Kocham cię. - powiedział. To były jedna z najszczęśliwszych chwil w całym moim życiu. Oparłam głowę o jego bark.
- Ja Ciebie też kocham Kangjoon. - odpowiedziałam bez wahania. Po chwili dojechaliśmy przez mój dom. Pożegnałam Kangjoona i jak najszybciej poszłam do domu.

*miesiąc później*
Obudził mnie głośny trzask. Otworzyłam oczy, zamrugałam kilkakrotnie poprawiając ostrość widzenia, złapałam za klamkę i wyszłam na korytarz. Kroki na dole sprawiły, że serce zaczęło bić mi coraz szybciej. Zeszłam cicho na dół, skierowałam się do biura Lexi. Przez uchylone drzwi mogłam usłyszeć poszczególne głosy.
- Ciszej do cholery, chcesz żeby nasza gwiazda się obudziła ? - spytał jeden. Najwyraźniej przeglądał dokumenty na biurku.
- Dobra, znajdźmy coś i spadajmy. - odpowiedział drugi. Popchnęłam drzwi, znajdując się w środku. Dwóch obcych facetów podniosło głowy, złapało aparaty i zaczęło robić zdjęcia.
- Wynocha, bo dzwonię po gliny ! - krzyknęłam. Obydwoje zerwali się do ucieczki przez otwarte drzwi od patio. Pobiegłam za nimi, szybko je zamykając. Byłam w czwartym miesiącu ciąży i nie mogłam się stresować. Kangjoon znów się nie odzywał, a ja miałam dość tych pieprzonych paparazzi. Codziennie ktoś za mną łaził, robił mi zdjęcia, zaczepiał na ulicy. Kilkukrotnie znalazłam się na portalach plotkarskich i w gazetach. Zamknęłam drzwi z trzaskiem, pobiegłam do pokoju i włączyłam komputer. Zabukowałam bilety na wieczorny lot i wykręciłam numer mojej ciotki. Nie odebrała. Zamknęłam laptopa, spakowałam go do torby i podeszłam do szafy. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, zabrałam z kasetki większą cześć pieniędzy i zadzwoniłam po taksówkę. Po kilku minutach jechałam już na lotnisko. Gdy tylko zapłaciłam za bilet, usiadłam na ławce w poczekalni. Po kilku godzinach przeszłam odprawę i siedziałam już w samolocie do Ameryki. Jak najszybciej chciałam odciąć się od tego co stało się w Seoulu. Idąc na lotnisku miałam wrażenie, że nadal ktoś mnie śledzi. Poddenerwowana zapięłam pas i oparłam głowę o zagłówek. Miałam tylko nadzieję, że ciotka nie wyprowadziła się gdzieś indziej. Po kilku godzinach samolot wylądował, a ja stanęłam przed mnóstwem taksówek. Podeszłam do jednej. Straszy pan zabrał moją walizkę i pośpiesznie otworzył mi drzwi. Poinformowałam go o adresie pod który ma mnie zawieźć i odprężyłam się przy delikatnych rytmach muzyki reggae. Ameryka była inna niż Korea Płd. Większość ludzi nie zwracało na Ciebie uwagi, nie komentowało i nie zakładało skąd jesteś. Traktowali cię jak równego sobie człowieka. Gdy tylko znalazłam się w głównej dzielnicy NY, wysiadłam z taksówki, zabrałam bagaż i skierowałam się do wielkiego wieżowca. Moja ciotka była bogata i często przysyłała nam pieniądze na naukę. Zawsze mogłyśmy liczyć na jej pomoc. Weszłam przez drzwi witając się z lokajem, który był tu odkąd pamiętam i weszłam na górę. Piękne czerwone ściany sprawiły, że poczułam się jak w domu. Podeszłam do drzwi z numerem 23 i zadzwoniłam dzwonkiem. Przez minutę nie słyszałam niczego, nagle drzwi otworzyły się, a przede mną stanęła ciotka. Średniego wzrostu, blondynka, lat 36.
- Gummi ? - zdziwiła się, przecierając oczy. Popatrzyła na mnie, zabrała ode mnie bagaż i zaprosiła do środka.
- Ciociu, mogę zostać u Ciebie przez kilka dni? - spytałam od razu.
- Wiesz kochanie, nie wydaje mi się, żeby było to kilka dni. - powiedziała od razu ciotka - Zostaniesz u mnie dopóki nie urodzisz i staniesz na nogi.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Próbowałam ukryć ciążę za luźną koszulka, jednak wprawne oko ciotki wszystko zauważyło.
- Dziękuję. - odpowiedziałam - Ciociu, Ty idź spać, a ja zrobię sobie coś do picia i też się położę.
- Posiedzę z Tobą kochanie. - odpowiedziała i skierowała się do kuchni. Po kilku minutach herbata była gotowa. Usiadłam z ciotką na kanapie i popijając napój, opowiedziałam jej o wszystkim. Amanda była pod wrażeniem. Potwierdziła, że jeśli będę chciała wynajmie ochronę i zapewni mi bezpieczeństwo na jakie zasługuję. Podziękowałam jej z całego serca, pozmywałam i skierowałam się do swojego pokoju. Przepiękne łóżko z baldachimem przypomniało mi dzieciństwo. Odłożyłam bagaże w kąt i włączyłam telefon. Rzuciłam go do szuflady, przykryłam się kołdrą i położyłam do snu. Dopiero teraz dopadło mnie zmęczenie, z którym walczyłam od jakiegoś czasu. Pogładziłam wypukły brzuch, uśmiechnęłam się i po chwili zasnęłam.

*4 miesiące później*
Wyszłam z wieżowca, kierując się do pobliskiego hipermarketu. Mój brzuch urósł do rozmiarów sporego arbuza, co powodowało, że z każdym dniem kręgosłup bolał mnie coraz bardziej. Za kilka tygodni miałam rodzić. Bałam się, ale byłam dobrej myśli. Modliłam się tylko żeby dziecko urodziło się zdrowe. Kupiłam kilka potrzebnych rzeczy i zawróciłam do mieszkania. Mijając kolejno ludzi na ulicy moje myśli zaczął zakrzątać Kangjoon. Przez cały okres ciąży nie towarzyszyły mi tak silne emocje jak dziś. Rozpłakałam się na środku ulicy. Próbując zakryć łzy skręciłam do budynku. Lokaj zaczepił mnie przed wejściem.
- Gummi, ktoś na Ciebie czeka w hallu. - powiedział. Podziękowałam mu i wycierając drzwi skierowałam się w stronę "poczekalni". Nieznajomy stał do mnie plecami. Krótkie brązowe włosy sprawiły, że jedyną myślą, która krążyła mi po głowie był mój ukochany. Gdy tylko podeszłam bliżej, chłopak odwrócił się. Nasze spojrzenia spotkały się a z moim rąk wypadły zakupy. Nie mogłam uwierzyć, że to nie on.
- Max, co Ty tu robisz ? - spytałam. - Gdzie Kangjoon ?
- Musze z Tobą o czymś porozmawiać. - przyznał i spojrzał na mój brzuch - Ale nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Mów o co chodzi. - nakazałam. Chłopak wahał się przez chwilę, ale w końcu wydusił z siebie kilka słów.
- Kangjoon nie żyje.
Najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć. Złapałam ręką oparcie kanapy i opadłam na nie jak kamień. Moje ciało przeszył ogromny ból, rozgoryczenie i strach. Poczułam jak po moich nogach spływa jakaś ciecz. Skierowałam wzrok na dół. Rozrzedzona krew, którą zobaczyłam na podłodze i nogawkach spodni sprawiła, że osłabłam. Czułam jak moje dziecko zaczyna kopać, a ja opadam bezwładna w ramiona Maxa.
- Ratuj dziecko. - wyszeptałam ostatnimi siłami. Świat dookoła zrobił się czarny. Zasłabłam.

*Max*
Kilka godzin czekałem na to aż lekarz przyjdzie i przekaże mi wiadomość o Gummi. Gdy tylko usłyszałem co stało się z moimi dziewczynami, opadłem na krzesełko. Gummi nie żyła. jej córeczka też. Chciałem cofnąć czas i zapobiec jakoś tragedii, która się wydarzyła.
Pamiętam, że to ja spotkałem wtedy Gummi, była w okropnym stanie. Wstawiona, ale nie pijana. Prosiła żebym zabrał ją do domu. Gdy tylko pocałowałem ją na pożegnanie, wszystko potoczyło się tak szybko. Nie wiedziałem jak mam zareagować gdy nakrył nas Kangjoon. Byłem w niej zakochany. Chciałem dla niej jak najlepiej, dlatego też Kangjoon zabrał ją do siebie. Po tym jak przeczytałem w gazecie, że jest w ciąży z moim najlepszym kumplem coś we mnie pękło. Zakazałem mu zbliżać się do mojej ukochanej Gummi. A później on miał ten cholerny wypadek. Wjechał pod tira nowym lambo. Poszedłem na jego pogrzeb i przyjechałem tutaj. Wszystko popsułem. Zabiłem Gummi i jej dziecko. Jednak najgorsze było to, że to dziecko było moje.
`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 1779
Liczba liter w poście wynosi: 11206
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

piątek, 18 marca 2016

V (Bts) `chapter 1

Bohaterowie: V (BTS); Sehun (EXO); Jungkook (BTS); Park Taeyeon
Gatunek: dramat; romans
* * *
Otworzyłam oczy. Delikatna mgła otaczająca moje ciało zaczęła znikać. Świadomość, która do tej nie było, znów zaczęła mi towarzyszyć. Gdy tylko wróciła mi ostrość, pierwsze co ujrzałam to zdziwione miny kilkoro ludzi w kitlach. Wysiliłam myśli, stwierdzając, że byli to lekarze. Ich podekscytowane szepty przerwał dziwny głos, jakby ktoś przejechał widelcem po porcelanowym talerzyku. Wszyscy wpatrzyli się w moją osobę. Miałam wrażenie, że słowa zostały wypowiedziane blisko mnie. Po chwili jednak dotarło do mnie, że jęki, które słyszałam były moim głosem.

*kilka godzin później*
Przekręciłam głowę żeby lepiej przyjrzeć się temu co za nim jest. Sądząc po widoku, wywnioskowałam, że znajduję się na parterze. Za oknem widziałam resztki śniegu, które topiło słońce. Wysiliłam myśli, zdobywając się jedynie na głębokie westchnienie. Miałam wrażenie, że moje wspomnienia, cała przeszłość, wyparowała, a pozostałością po niej była wielka, czarna dziura. Posępnie spojrzałam na staroświecki zegarek, który wisiał na przeciwko łóżka. Gdy wskazówka wskoczyła na godzinę 16, mój wzrok powędrował na kalendarz. Marzec ? - krzyknęłam w środku. Mimowolnie ściągnęłam ręką podręczny kalendarzyk. Kartkując go, natrafiłam na kilka zakreślonych dat.
Przewracając kartki września, trafiłam na kolejną, zakreśloną czerwonym mazakiem, datę - 12.09.2015 rok. Ta strona wyglądała trochę inaczej.
Pod datą, zauważyłam napis: Zawsze celuj w księżyc. Nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami, a niżej wielkimi literami widniało imię ~Taehyung. Przejechałam palcami po kartce, mając wrażenie, że gdzieś już to słyszałam.

*3 miesiące później*
Wychodząc ze szpitala, nie wiedziałam, że wszystko może być takie trudne. Dziś czekał mnie pierwszy dzień w nowym liceum. Schowałam aktualnie czytaną książkę do plecaka i wysiadłam ze samochodu. Gdy tylko kierowałam się do budynku, towarzyszyło mi uczucie niepewności i zagubienia. Weszłam po schodach, przekraczając tym samym próg szkoły. Gwar uczniów od razu zrzucił mnie z nóg. Szłam korytarzem, gdy zza rogu wyłonił się przystojny brunet. Jego uśmiech sprawił, że moje serce zabiło mocniej. Mimowolnie odwróciłam od niego wzrok i skierowałam go w stronę innych uczniów. Chłopak nie zwrócił na mnie uwagi, a ja spokojnie przeszłam do szafki. Wyjęłam z niej plan zajęć, przeczytałam do pobieżnie i ruszyłam do klasy. Ścisnęłam w dłoniach smartphone i weszłam na zajęcia. Uczniowie przywitali mnie ciepło i przyjaźnie. Idąc do wyznaczonej ławki, przeszedł mnie dreszcz. Brunet z korytarza siedział i wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Odwróciłam głowę, siadając obok niego.
- Hej, jestem Oh Se-hun. - powiedział cicho. Próbowałam zignorować chłopaka, który tak łatwo nie dawał za wygraną. Po chwili jego dłoń, którą wcześniej wyciągał, zniknęła. Odwróciłam do niego głowę. Chłopak wpatrywał się w zadanie, które tłumaczył nauczyciel.
- Park Tae-yeon. - odpowiedziałam cicho. Nie spoglądając na mnie, chłopak uśmiechnął się, bazgrząc w zeszycie. Dzwonek zabrzmiał, a jak najszybciej wyszłam z klasy. Gdy tylko zbiegłam ze schodów, przede mną stanął Oh. Wbiłam wzrok w ziemię, gdy chłopak przychylił się i męsko się zaśmiał. Był niezwykle pociągającym mężczyzną, ale obiecałam sobie, że zacznę to życie inaczej.
- Zgodziłabyś się pójść ze mną na bubble tea ? - spytał. Mój wzrok powędrował w górę. Chłopak uśmiechał się przez jakiś czas, patrząc na mnie. Po chwili zastanowienia przytaknęłam głową. - Cieszę się, wiec spotkajmy się tutaj ok. 16.
- Tak. - wypaliłam, minęłam chłopaka i skierowałam się do samochodu. Wsiadłam, zapięłam pasy i pojechałam do domu. Gdy tylko wbiegłam do pokoju, odłożyłam plecak przy biurku i z radością rzuciłam się na łóżko. Przyłożyłam twarz do poduszki i z całej siły krzyknęłam. Mój głos przypominał pisk. Szybkim ruchem podniosłam się z łóżka, przebrałam i zbiegłam na dół. Mój wzrok powędrował na zegar w hallu. Godzina 13. Ubrałam buty i wyszłam. Postanowiłam, że do 16 mogę pokręcić się po sklepach. Przeszłam przez ulicę, wchodząc do jednego z pierwszych sklepów. Natłok kolorowych materiałów sprawił, że poczułam się słabo. Przeglądając kolejne wieszaki, nie trafiłam na nic, co mogłoby przyciągnąć moją uwagę.
Wyszłam, kierując się powoli pod szkołę. W pewnym momencie poczułam mocne uderzenie, a siła grawitacji pociągnęła mnie w dół.
- Przepraszam. - usłyszałam męski głos i podniosłam głowę. Brunet wyciągnął dłoń w celu pomocy. Podparłam się na dłoniach, wstałam i otrzepałam ubrania z piasku. Spojrzałam gniewnie na chłopaka. Jego mina wskazywała, że na prawdę było mu przykro z powodu tego incydentu. - Czy Ty czasem nie jesteś Park Taeyeon ? - zapytał.
- Skąd mnie znasz ? - spytałam zdziwiona.
- Wybacz, jestem Jungkook. Widziałem Cię w tabeli nowo przyjętych. - odpowiedział. Rozejrzał się dookoła i ukłonił. - Muszę iść. Jeszcze raz przepraszam. Miłego dnia Taeyeon. - odwrócił się na pięcie, odchodząc w swoją stronę. Doszłam na miejsce, gdzie ku mojemu zaskoczeniu czekał już Sehun.
- Witaj. - powiedział
- Witaj.
- Chodźmy więc. - ruszył w stronę kawiarni. Dotrzymywałam mu kroku dopóki nie przyśpieszył. Przez drogę do kawiarni próbowałam odepchnąć od siebie myśli o osobie imieniem "Taehyung", skupiając się na Sehunie. Gdy tylko chłopak podał mi bubble tea, wyszliśmy z lokalu, kierując się przed siebie. Po 30 minutach rozmowy i marszu, doszliśmy na niewielką plażę. Słońce chyliło się ku zachodowi, a nam skończyła się bubble tea. Chłopak pociągnął mnie za nadgarstek w stronę jeziora. Zahamował przed odznaczoną granicą, utworzoną przez fale i stanął bez ruchu. Jego ręka nadal spoczywała na moim nadgarstku. Przez chwilę wpatrywałam się na twarz chłopaka, żeby później skierować wzrok w stronę zachodzącego słońca. Gdy tylko Sehun objął mnie ramieniem, poczułam się niepewnie. Nie byłam jeszcze gotowa na facetów, zwłaszcza na czułości. Jego ręka delikatnie muskała moje ramię. Nagle chłopak stanął za mną i delikatnie mnie objął, kładąc brodę na moim barku. Zadrżałam, a jego ramiona szczelniej owinęły się w okół mnie.
- Piękny zachód słońca, z piękną dziewczyną. - wyszeptał. W tamtej chwili poczułam, że chłopak chce mnie skrzywdzić. Wyplątałam się z jego ramion i rzuciłam do ucieczki. Chłopak pobiegł za mną i skutecznie mnie zatrzymał. - Czekaj, proszę. - chwycił moją dłoń, pociągając mnie do tyłu. Stanęłam przed nim sparaliżowana. Bałam się. Jego wolna dłoń powędrowała na mój policzek, a jego czoło dotknęło mojego. Chłopak głośno wciągnął powietrze, zbliżając się do mnie.
Kiedy jego wargi delikatnie musnęły moje, poczułam jak fala przyjemności zatapia moje ciało.

Luhan `chapter 1

Bohaterowie: Lu Han (były członek Exo); Shus
Gatunek: kryminał; romans
* * *
Odległy odgłos szum strumienia.
Zza przymkniętych powiek poczułam kilka ciepłych promieni słońca. Z trudnością otworzyłam oczy. Światło dzienne oślepiło mnie, a ubranie przemokło od porannej rosy. Po chwili zorientowałam się, że drżę z zimna, a w gardle mam pustynię. Wyprostowałam się, rozglądając dookoła i orientując się, że dopiero co spałam na ławce. Mój wzrok powędrował na opierającą się o mnie osobę. Szczupły brunet o delikatnej posturze. Serce podeszło mi do gardła. Starając się wysunąć spod przylegającego do moich pleców mężczyzny, spadłam na ziemię. Niemal od razu zerwałam się na równe nogi. Wówczas spostrzegłam, że moja prawa ręka przyczepiona jest kajdankami do lewego nadgarstka mężczyzny. Cofnęłam się gwałtownie. Mężczyzna nie zareagował. Przeklęłam pod nosem. Serce wciąż łomotało mi jak szalone. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 8 nad ranem.
Gdzie ja jestem? - pomyślałam spanikowana, wycierając ręką spocone czoło. Po raz kolejny rzuciłam okiem na okolicę. Znajdowałam się w samym centrum lasu pełnego zielono-listnych drzew. Ławka stała na dzikiej, cichej polance pośród dębów. W pobliżu nie było nikogo. Biorąc pod uwagę sytuację, tak było lepiej.
Spojrzałam do góry. Piękne, łagodne światło przenikało korony drzew. Las w Rabouill? Vinseces? Infontai? Nic nie przypominało miejsca, w którym się znalazłam. Nachyliłam się żeby dokładniej obejrzeć twarz mężczyzny. Facet mógł mieć 24-28 lat. Nie miał zarostu, pomimo tego jego potargane, brązowe włosy były gęste.
Nie żyje ? - zapytałam się w myślach. Uklęknęłam, przykładając trzy palce do jego szyi. Puls, który wyczułam od razu mnie uspokoił. Wpatrywałam się przez chwilę w twarz mężczyzny. Może go znam ? - pomyślałam. Odgarnęłam kilka kosmyków, które spadały, niemiłosiernie lepiąc się do czoła. Po chwili skierowałam wzrok na kajdanki, przyglądając się im bliżej. Pamiętałam, jak uczyli nas o tym na kryminologii. Standardowy model. Przegrzebałam kieszenie spodni w nadziei, że znajdę tam kluczyk. Niestety, kluczyka nigdzie nie było. W wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyczułam zarys lufy. Z pewnością zacisnęłam na nim palce. Wyjęłam pistolet i z przerażeniem odkryłam, że nie był to Glock 22, którego używa policja kryminalna. Obcy pistolet wprawił mnie w osłupienie. Schyliłam się, poluźniając dystans kajdanek i wyjęłam magazynek. Najwyraźniej brakowało jednego pocisku. Gdy tylko zaczęłam obracać pistolet, w oczy rzuciła mi się zaschnięta krew na kolbie. Rozpięłam kurtkę do końca. Na obu stronach koszuli również była krew.
Co ja narobiłam ?! - skarciłam się wewnętrznie, schowałam pistolet i zasunęłam kurtkę. Musiałam przypomnieć sobie co robiłam ostatniego wieczora. Przetarłam oczy i wysiliłam myśli. Poprzedniego wieczoru zrobiłam rundkę po barach z kilkoma przyjaciółkami. Sporo wypiła. Koło północy rozstały się, a ona poszła do swojego samochodu, zaparkowanego na podziemnym parkingu centrum handlowego. A potem...No właśnie, co było potem ? Nic, czarna dziura. Czułam się otumaniona. Próbowałam po raz kolejny się skoncentrować. Wspomnienia ukryły się za murem, którego ja nie potrafiłam przebić. Przełknęłam ślinę. Las, cudzy pistolet, obcy facet i zakrwawiona koszula. To wszystko sprawiło, że otaczająca mnie panika wzrosła o jeden stopień. Chwilowo przestałam o tym myśleć i zabrałam się za przeszukiwanie kieszeni: zniknął mój portfel, legitymacja policyjna. Dowód osobisty i pieniądze też zniknęły. Nie miałam też komórki. Wtedy do strachu dołączyła również rozpacz. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Najwyraźniej tej nocy zdarzyło się coś poważnego. Jeśli ja tego nie pamiętałam, był przecież ten facet, z którym spięci są kajdankami. Sprawa zaraz się wyjaśni. Potrząsnęłam gwałtownie ręką.
- Ej ! Pobudka !
Mężczyzna z trudnością dochodził do siebie.
- Obudź się człowieku ! - szarpnęłam ręką po raz kolejny. Mężczyzna poruszył powiekami i zdusił ziewnięcie. Kiedy całkowicie otworzył oczy, cofnął się, pociągając mnie w swoją stronę. Spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami i zaczął się rozglądać.
- Kim jesteś i co my tu robimy ? - spytał zdezorientowany. - Gdzie my jesteśmy ? - powtórzył, marszcząc brwi. Wsunęłam dłoń do kabury i wyjęłam pistolet, celując w jego skroń.
- To raczej pan powinien mi powiedzieć, gdzie jesteśmy do cholery?! - krzyknęłam.
- Tylko proszę się uspokoić, dobrze? - zaproponował, podnosząc ręce do góry. - Niech pani opuści broń, to niebezpieczna zabawka... - przerwał i wskazał brodą na ściśnięty kajdankami nadgarstek. - Dlaczego pani mnie tym spięła ? Co zrobiłem tym razem ? Pobiłem się z kimś ? Upiłem się, awanturowałem na ulicy ?
- To nie ja założyłam panu kajdanki. - odpowiedziałam szybko, przyglądając się dokładnie wyglądowi faceta. Czarne jeansy, skórzana kurtka i szara koszulka. Jego ciemne oczy były opuchnięte.
- Nie jest tu za ciepło. - jęknął i skulił się. Wyciągnął wolną rękę, spoglądając na nadgarstek. Miałam wrażenie, że szuka zegarka. - Matko, która godzina ?
- Ósma rano. - odpowiedziałam. Facet zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie.
- Wszystko mi pani zabrała ! - wrzasnął - Forsę, portfel, telefon...
- Niczego panu nie zabrałam ! - zapewniłam go. - Moje rzeczy też zniknęły.
- Mam porządnego guza. - zauważył, dotykając się z tyłu głowy wolną dłonią.

*Luhan*
Kątem oka spojrzałem na kobietę. Smukła brunetka około 25 lat, miała na sobie rurki i skórzaną kurtkę. Jej upięte w kok włosy wysuwały się spod spinek i spadały na twarz o młodzieńczych lecz regularnych rysach, okrągłych policzkach, małym nosie i białej cerze. Jej błękitne oczy błyszczały intensywnie. Uczucie bólu biegnącego wzdłuż przedramienia oderwało mnie od rozmyślań o niej.
- Co znowu ? - parsknęła kobieta.
- Bardzo mnie boli...jakbym miał tu ranę. - przyznałem. Kajdanki nie pozwalały mi zdjąć ani podciągnąć rękawów napiętej kurtki, ale wykręcając się w różne strony, zauważyłem, że ramie owinięte jest bandażem. Opatrunek wydawał się być świeży, a spod niego wyciekał strumyczek krwi, który docierał aż do nadgarstka.
- Dość tych bzdur. - zdenerwowany podniosłem się z ławki. - Gdzie my właściwie jesteśmy, w Wickow ?
Kobieta potrząsnęła głową.
- Wickow ? - zdziwiła się - A gdzie to jest ?
- To las na południe... - westchnąłem. Miałem tylko nadzieję, że się nie mylę. Słabo pamiętałem okolicę, w której byłem ostatni raz.
- Na południe od czego ?
- Żartuje sobie pani ze mnie czy co ? Na południe od Dublina.
Kobieta popatrzyła na mnie zdziwionymi oczyma.
- Naprawdę pan myśli, że jesteśmy w Irlandii?
Westchnąłem.
- A niby gdzie mielibyśmy być ?
- We Francji. - powiedziała kobieta. - Powiedziałabym, że to las Rabouill albo...
- Co za bzdury ! - wybuchnąłem. - Po za tym, kim właściwie pani jest !?
- Nazywam się Shus Swarowksy, jestem inspektorem polskiej policji kryminalnej. Przyjechałam na półtoraroczne szkolenie do Francji. Spędzałam wieczór z koleżankami. Nie wiem gdzie jesteśmy i jak znaleźliśmy się tutaj, spięci razem. I nie mam pojęcia kim pan jest. Teraz pan.

*Shus*
- Jestem Chińczykiem, nazywam się Lu Han. Jestem solowym artystą popowym. Często bywam w trasach. Ostatniego wieczoru byłem w Dublinie. - przerwał - Po koncercie usiadłem w Temple Bar i wlałem w siebie sporo piwa. Wyszedłem z klubu koło północy. Pamiętam, że zacząłem szukać taksówki... - zatrzymał się. Po jego zmarszczonym czole widać było, że próbuje sobie coś przypomnieć. Mimowolnie schowałam pistolet do kabury i zasunęłam kurtkę pod szyję.
- Zdaje pan sobie sprawę, że wszystko to, co pan opowiedział, to kompletne bzdury ? - westchnęłam po chwili milczenia.
- A to czemu ?
- Przecież jesteśmy we Francji !
- Jestem gotów założyć się o duże pieniądze, że nie jesteśmy we Francji. - rzucił, drapiąc się po głowie.
- Tak czy inaczej, jest tylko jeden sposób żeby się o tym przekonać. - zdenerwowana, pociągnęłam ręką, zmuszając Luhana do wstania. Opuściliśmy łąkę i powoli zbliżając się do wyjścia. W końcu wyszli na wąską, asfaltową alejkę, coraz wyraźniej docierały do nich odgłosy cywilizacji. Szmer zmienił się w znajomy odgłos wielkiego miasta. Blask, który prześwitywał przez krzewy, popchnął mnie w swoją stronę. Gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyliśmy to.
"To", czyli wielką, szklaną budowlę, pnącą się ku górze. Tą budowlę widzieliśmy już wiele razy na filmach.
Nie był to ani Paryż, ani Dublin.
To był Seoul.

Central Park.

sobota, 12 marca 2016

Hakyeon (Vixx) `1 (ost.)

Główni bohaterowie: Hakyeon (VIXX); Sungjae (BTOB)
Gatunek: yaoi; jedno-part
Miejsce: Korea Płd.
* * *
Kolejny raz przebudził mnie delikatny pocałunek w usta.
- Wstawaj skarbie. - usłyszałem cichy głos Sungjae. Przekręciłem się na drugi bok i zakryłem kołdrą.
- Daj spać. - burknąłem ze świadomością tego co mówię.
- Hakyeon, skarbie, chyba nie chcesz zostać potraktowany jak ostatnia szmata. - zagroził mi chłopak.
- Nie boję się ciebie. - odpowiedziałem z pewnością. Nagle kołdra, która okrywała moje ciało zniknęła, a po moich łydkach przechodziły delikatne paluszki mojego faceta.
- Skarbie, jesteś pewien, że nie chcesz wstać ? - zapytał Sungjae, dojeżdżając do ud. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jego rozpromienioną twarz.
- Pewien ? - spytałem go. - A masz coś do zaoferowania ?
Chłopak przybliżył się do mnie, odwrócił mnie na plecy i usiadł okrakiem na moich biodrach.
- Wszystko co chcesz skarbie. - powiedział słodko i zaczął jeździć palcami po mojej klacie.
- A zrobisz mi śniadanie ? - zapytałem. Mina chłopaka zbladła, a on momentalnie zszedł z moich bioder.
- Tak. - powiedział smutny i wyszedł z pokoju. Podniosłem się, przeczesałem włosy ręką i spojrzałem na ekranik od telefonu. Kilka nieodebranych połączeń od managera, świadczyło, że coś jest nie tak. Ubrałem spodnie, schowałem telefon  i wszedłem do kuchni, gdzie krzątał się Sungjae.
- Skarbie, wychodzę. - powiedziałem do niego. Chłopak nic nie odpowiedział, nawet na mnie nie spojrzał. Podszedłem więc do niego i chwyciłem go za ramiona. - Powiesz mi kochanie, co się stało ?
- Nie chcesz ze mną uprawiać seksu. - powiedział prosto z mostu.
- Chcę, ale to nie jest takie proste. - odpowiedziałem, patrząc w jego smutne oczy, który powoli zachodziły łzami. Od kilku dni wydawał mi się dziwny. - Porozmawiamy jak wrócę. - burknąłem. Sungjae pokiwał głową. Ująłem jego policzki w dłonie i złożyłem delikatny pocałunek na jego słodziutkich i małych wargach. Jego ramiona owinęły się wokół moich ramion, przytulił się do mnie.
- Kocham cię. - powiedział słodko.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałem i dałem mu kolejnego buziaka. Złapałem kluczyki od samochodu, wyszedłem z naszego mieszkania, kierując się w stronę parkingu. Po kilku minutach byłem przed wytwórnią. Wysiadłem i pognałem do drzwi wejściowych. Z łatwością wbiegłem na drugie piętro. Gdy tylko otworzyłem drzwi do biura, do moich uszu dobiegła kłótnia pomiędzy dyrektorem i managerem. Dyrektor wypatrzył moją osobę i wysilając się na uśmiech, zaprosił do środka.
- Witaj Hakyeon. - powiedział. Czułem, że szykują się kłopoty. - Zostawię cię z Ryu żebyście wszystko omówili. - wyszedł z biura, zamykając za sobą drzwi.
- O co mu chodziło ? - zapytałem.
- Chcą rozwiązać z Tobą kontrakt. - powiedział Ryu. Spojrzałem na niego.
- Dlaczego ? - uniosłem się
- Wychodzi na to, że nie jesteś już tak produktywny jak wcześniej. A po za tym jesteś w związku homoseksualnym, chłopie.
Reszta rozmowy nie trwała długo. Wyszedłem z korporacji wściekły. Wsiadłem do samochodu z zamiarem pojechania do miasta. Przejeżdżając obok jednej z kawiarni, moją uwagę przyciągnął znajomy mężczyzna. Zatrzymałem się kawałek dalej, przeszedłem na drugi koniec ulicy i spojrzałem na osoby siedzące przy stoliku. Gdy tylko poznałem obydwie osoby ścisnąłem mocno pięści i pognałem do samochodu. Po kilku minutach znalazłem się w domu. Miałem nadzieję, że to co widziałem w kawiarni, było tylko złudzeniem. Puste mieszkanie potwierdziło jednak moje obawy. Rzuciłem płaszcz na fotel i usiadłem na kanapie. Po godzinie wyciągnąłem telefon, wystukałem SMS'a i czekałem z niecierpliwością na odpowiedź. Minęło kilkadziesiąt minut, a ja zdążyłem zadzwonić do niego już kilka razy. Telefon nie odpowiadał. Po trzech godzinach dźwięk przekręcanego klucza, dał mi do zrozumienia, że Sungjae wrócił do domu. Gdy tylko znalazł się w salonie ogarnęła mnie wściekłość.
Złapałem Sungjae za koszulę i zacisnąłem na niej pięści.
- Gdzie byłeś ? - wysyczałem wściekły. Chłopak był przestraszony. Gdy tylko widziałem strach w jego oczach, jednocześnie miałem ochotę go zabić i pieprzyć.
- Po zakupy w mieście. - powiedział cicho.
- Gdzie ? - spytałem jeszcze raz. Chciałem mieć pewność, że za drugim razem mnie nie okłamie.
- W mieście na zakupach. - powtórzył.
- Kłamiesz ! - wrzasnąłem, wymierzając mu policzek. Jego głowa odskoczyła, a on momentalnie dotknął czerwieniącego się miejsca na twarzy. W jego oczach pojawiły się łzy. Sungjae wyszarpał się z mojego uścisku, rzucając się do ucieczki. Zdążył zatrzasnąć mi drzwi sypialni przed nosem.

*Sungjae*
Skuliłem się przy łóżku, chowając głowę w rękach. Hakyeon uderzył pięścią o drzwi.
- Otwórz to do cholery ! - krzyknął.
- Spieprzaj psycholu ! - odpowiedziałem mu równie głośno.
Słyszałem jak Hakyeon zbiega po schodach, a później trzask drzwi wyjściowych. Skuliłem się w kącie i płakałem jak dziecko. Nie mogłem uwierzyć, że Hakyeon zrobił mi coś takiego. Jak on mógł ? Moje łzy spłynęły na podłogę, a uczucie bezradności wypchnął gniew.
Nigdy nie czułem takich silnych emocji związanych z Hakyeonem, oprócz naszej miłości.
Wstałem i otworzyłem drzwi. Wyszedłem na korytarz z zamiarem skierowania się do kuchni. Przekroczyłem próg pomieszczenia, kierując się do szafki. Po chwili wszystko lądowało na podłodze z głośnym hukiem. Pilnie potrzebowałem pomocy. Złość miotała mną na wszystkie strony, wyżywając się na przedmiotach, które wpadały mi w ręce. Wbiegłem do salonu, wyrzucając wszystko z półek. Potłukłem nawet ulubioną wazę Hakyeona, co nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Już dawo powinien pozbyć się tego śmiecia. Złapałem za gałkę szuflady i pociągając ją w swoją stronę, sprawiłem, że wszystkie rzeczy wylądowały na podłodze. Kolorowa fiolka wypadła na panele, otwierając się. Uklęknąłem i przyjrzałem się zawartości, zgarniając ją z powrotem do szkła. Odłożyłem fiolkę na stół, poszedłem po piwo i usiadłem na kanapie. Wszechobecny chaos sprawił, że poczułem sie gorzej. Otworzyłem piwo, złapałem fiolkę i wysypałem kilka proszków na dłoń. Przez chwilę wpatrzyłem się w tabletki, przypominając sobie jak przez kilka ostatnich dnia traktował mnie Hakyeon i bez większego wahania przechyliłem dłoń. Gdy tylko tabletki znalazły się już w mojej buzi, popiłem je piwem. Oparłem się o wezgłowie. Czekałem.

*Hakyeon; w tym samym czasie*
Kupiłem kwiaty i pędziłem do domu. Tak strasznie czułem się z tym, że uderzyłem mojego Sungjae. Gdy tylko zajechałem pod dom, dopadło mnie dziwne uczucie niepewności. Chwyciłem bukiet, skierowałem się do drzwi i po chwili wszedłem do mieszkania. Gdy tylko przekroczyłem próg, moje oczy przywitał bałagan. Rzuciłem się biegiem do salonu. Kątem oka zauważyłem, że kuchnia jest w podobnym stanie. Gdy tylko przebiegłem wejście do salonu, od razu chwyciłem za futrynę i wyhamowałem. Wszedłem niepewnie do środka. Na kanapie zauważyłem Sungjae. Podszedłem do niego, chłopak oparł głowę na rękach, a te na kolanach. Mój wzrok powędrował od razu na stolik, ale to co zobaczyłem, sprawiło, że serce podskoczyło mi do gardła. Kwiaty wypadły mi z rąk, a ja rzuciłem mu się na pomoc. Chwyciłem jego nadgarstki. Sungjae podniósł głowę i spojrzał na mnie z wyrzutem. Nie wiedziałem co mam zrobić. Miałem tylko nadzieję, że to co widzę, nie jest prawdziwe.
- Brałeś to ? - spytałem nerwowo. Pokiwał głową twierdząco, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. - Nie możesz umrzeć, rozumiesz ? Jedziemy do szpitala.
- Nie. - odpowiedział stanowczo - Nie umrę. Wszystko zwymiotowałem.
Spojrzałem na niego z ulgą.
- Przepraszam cię. - powiedziałem, usiadłem obok niego i mocno go przytuliłem. Położyłem  dłoń na jego głowę i zacząłem głaskać go po włosach.
- Ja też, nie powinienem. - odpowiedział, wtulając się we mnie mocniej. Złapałem go za podbródek i podniosłem na wysokość mojej twarzy.
- Spójrz na mnie. - jego zaczerwienione białka sprawiły, że zakuło mnie serce. - Kocham cię Sungjae.
- Skarbie, może zrobimy to teraz ? - zapytał Sungjae. Nie musiał czekać na moją odpowiedź za długo. Pozbyłem się kurtki, przy tym namiętnie całując mojego faceta. Jego małe wargi doskonale dopasowywały się do moich. Sungjae zdjął swoją koszulę odsłaniając piękne, umięśnione ciało.
- Ćwiczyłeś ? - zapytałem
- Zauważyłeś. - powiedział i delikatnie pocałował mnie w szyję. Gdy tylko jego zgrabne nogi owinęły się dookoła moich bioder, zwinnym ruchem podniosłem do go góry. Wszedłem po schodach i pchnąłem drzwi do sypialni. Położyłem go na łóżku, całując go po szyi.
Całowaliśmy się dalej, mocniej i mocniej. Zdjąłem jego koszulkę i zacząłem ssać jego sutki. Następnie zdjąłem swoja koszulkę i wtedy nasze ciała się dotknęły. Poczułem jak przechodzi mnie dreszcz. Nie przestawałem obsypywać jego klatki pocałunkami.
Po chwili Sungjae przejął inicjatywę, kazał mi się wygodnie oprzeć na łóżku i klęknął przed mną. Rozpiął mi delikatnie rozporek i wsadził rękę do środka. Poczułem jak jego silna dłoń chwyta mojego przyjaciela i szybkim sprawnym ruchem wyciągnął go na zewnątrz. Jego język delikatnie spoczął na moim czubku. Gdy tylko jego usta otoczyły go całego, zabrakło mi tchu. Chwyciłem go za włosy, a Sungjae zaczął ssać go zachłanniej. Coraz szybciej i szybciej. Bałem się, by za wcześnie nie spuścić się mu do ust, szykowałem się na lepszy finał. Podniosłem go do góry, pozbawiając go wszystkich ubrań.
Rzuciliśmy się objęci na łóżko. Przytuliliśmy się jeszcze mocniej, wzajemnie całowaliśmy się po całych ciałach. Złapałem go za biodra i odwróciłem plecami. Sungjae oparł się o łóżko, a ja stanąwszy za nim, powoli mu wsuwałem penisa w jego słodki tyłeczek. Jego dziurka była trochę ciasna, ale im mocniej pchałem tym bardziej pozwalała mi go wpuścić do środka.
Chłopak zaczął coraz głośniej jęczeć, ale widziałem, że jest mu bardzo przyjemnie. Po chwili zmieniłem pozycję. Usiadłem na łóżku, złapałem Sungjae za pośladki i posadziłem na penisa. Masowałem jego gładkie plecy, ściskałem pośladkami, a on coraz mocniej ruszał swoim tyłeczkiem. Gdy tylko wstaliśmy Sungjae oparł się o ścianę, a ja coraz mocniej w niego wchodziłem, masowałem całe jego ciało, a on jęczał z rozkoszy.
Chwilę odpoczęliśmy, wiedziałem, że Sungjae też chce posmakować mojego analnego dziewictwa. Wypiąłem swój tyłeczek, a on swobodnie wszedł we mnie. Czułem jak jego penis nabrzmiewa z każdym posunięciem w przód. Jego jęki sprawiały, że miałem ochotę na seks przez całą noc. Z każdą minutą zwiększaliśmy tępo i sapaliśmy z przyjemności. Poczułem jak Sungjae wyjmuje członka i spuszcza się na moje plecy. Odwróciłem się do niego, ocierając się o jego nabrzmiałego penisa. Pociągnąłem go za ramiona, popychając na łóżko. Sungjae odwrócił się z uległą miną. Wszedłem w niego szybko i boleśnie. Chłopak krzyknął i zajęczał jednocześnie. Moje dłonie spoczęły na jego pośladkach, rytmicznie ściskając i klepiąc jego śliczny tyłeczek. Penetrowałem go, słysząc jak jęczy, powtarzając ciągle żebym go pieprzył. Przyśpieszyłem, czując jak dopada mnie fala podniecenia. Orgazm przyszedł niespodziewanie. Wysuwałem powoli członka, aby sperma, która po nim spływała została w środku. Sungjae odwrócił się i dopadł mnie namiętnym pocałunkiem, jeszcze delikatnie mnie pieszcząc. Po chwili wsunęliśmy się pod kołdrę. Mocno się w siebie wtulając, zasnęliśmy.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd ? Zgłoś to w komentarzu.

czwartek, 10 marca 2016

JB (Got7) `chapter 2 (ost.)

[w poprzedniej części]
"- Zakochałem się. - powiedział zrezygnowany. Spojrzałam na niego. Przechylił butelkę, upijając łyk zawartości.
- W kim ? - spytałam z zaciekawieniem.
V odłożył butelkę na stolik i delikatnie złapał za moją dłoń. Poczułam się niezręcznie. Zaczerwienione oczy wskazywały na to, że musiał płakać. Co jest ? - pomyślałam. Chłopak powoli się do mnie przysunął. Moje serce zaczęło bić mocniej, źrenice poszerzyły się, a oddech przyśpieszył. V delikatnie musnął dłonią mój policzek i założył mi włosy za ucho. Uśmiechnął się przez chwilę. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. Nie myliłam się."
* * *
- W Tobie. - odpowiedział z uśmiechem. - Zakochałem się w Caroline. - krzyknął i opadł na wezgłowie kanapy. Spojrzałam na V zaskoczona. W głębi duszy nigdy nie chciałam od niego usłyszeć o miłości. V był dla mnie jak starszy brat, bo to właśnie JB skradł moje serce. Oparłam się obok niego i położyłam mu głowę na ramieniu.
- V, ale wiesz...
- Ty kochasz JB, wiem. - odpowiedział. Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Miała wrażenie, że tak powstrzymuje swoje emocje.
- Przepraszam cię V, jesteś...
- ...dla mnie jak starszy brat. - przerwał. V zawsze wiedział co chcę mu powiedzieć. - Wiesz, chyba się zasiedziałem. - zmienił temat, pośpiesznie wstając z kanapy. Nie chciałam go zatrzymać, wiedząc, że i tak wyjdzie. Ostatnie co usłyszałam to trzask drzwi wejściowych. Złapałam butelkę i ze złością wrzuciłam ją do kosza w kuchni. Posprzątałam salon i wbiegłam na górę, po drodze wyglądając przez okno na korytarzu. Szybki prysznic postawił mnie na nogi. Gdy tylko wróciłam do pokoju, włączyłam wierzę i słuchając Haru Haru, odpaliłam komputer. Kilka powiadomień z portali społecznościowych pozwoliło mi zapomnieć o tym co dziś przeżyłam. Nagły dźwięk wiadomości przychodzącej, sprawił, że podskoczyłam z zaskoczenia. Kliknęłam w komunikat, otworzył komunikator z rozmową. Wiadomość od Taehyung: "Byłem u Ciebie tylko dlatego, że próbowałem się z Tobą pożegnać, jutro wyjeżdżam. Przepraszam Caroline. Pa". Napisałam pierwszą wiadomość, drugą i kolejną. Każdą kasowałam od razu po napisaniu. Byłam zła, że pozwoliłam V tak szybko wyjść i nie dając mu szansy na wyjaśnienia, nie pobiec za nim. Skarciłam się, wbijając wzrok w migający kursor komunikatora. Przejechałam myszką na krzyżyk i wcisnęłam go prawym klawiszem myszki. Gdy tylko wyszłam z komunikatora, zalała mnie fala kolejnych powiadomień. Przeglądając kolejne wiadomości, zdjęcia i filmiki czułam, że zaczynam pękać. Zamknęłam pokrywę komputera, zeszłam z krzesełka i pognałam się ubrać. Wystukałam szybko SMSa, zabrałam kurtkę ze szafy, ubrałam buty i wyszłam. Zamknęłam dobrze drzwi i skierowałam się do parku. Księżyc oświetlał ciemniejsze zaułki i pięknie odbijał się w kałużach na jezdni. Skręciłam w drogę do parku i po przejściu kilku kroków, dostałam wiadomość zwrotną. Przeczytałam ją i schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Wyjęłam nożyk z kieszeni i ścisnęłam go w ręce. Usiadłam na ławce, chowając go do rękawa, czekając na JB. Minęło kilka minut, zanim postanowiłam wstać z ławki i spojrzeć na osobę przede mną.
- Caroline, co tu robisz ? - spytał chłopak. Nie był tym, którego się tutaj spodziewałam.
- Taehyung, proszę, idź stąd. - powiedziałam. Nie chciałam żeby był świadkiem tego co za kilka minut miało się stać.
- Jeśli powiesz mi co tutaj robisz. - wskazał na ławkę. - Sama, w nocy i totalnej ciszy ?
- Idź stąd Taehyung. - powtórzyłam błagalnym tonem. Chciałam żeby odszedł i więcej nie wracał. Miałam zrobić coś, czego później mógłby żałować, obwiniać się za to. - Odejdź.
- Nie. - podniósł ton. Moje oczy przeszły na osobę, która przeszła przez ulicę i zmierzała w naszym kierunku. Chłopak odwrócił się i przysunął mnie do siebie. Gdy tylko JB podszedł bliżej, V odsunął się na bok. - Więc dlatego chciałaś żebym poszedł. Rozumiem. - pokiwał głową. Miałam rozdarte serce.
- Taehyung, przepraszam cię. - powiedziałam, nie zwracając uwagi na JB, który stał obok. Złapałam go za ramię, chłopak wyszarpnął się i rzucił smutne "cześć" na pożegnanie. Odszedł, zostawiając nas samych. Zacisnęłam pięści, czując ból, który przeszywa całe moje ciało.
- Pisałaś, że to coś ważnego. - powiedział JB.

*JB*
- No bo widzisz. - zaczęła. - Gdy tylko zobaczyłam twoją dziewczynę, moje serce pękło na milion kawałków. Już od jakiegoś czasu chciałam powiedzieć Ci co czuję. Tamtego dnia myślałam, że to ja będę na jej miejscu. - przyznała. Miałem wrażenie, że z każdym słowem blednie, a zarazem jej głos cichnie. - Dziś dostałam kolejne pogróżki, kolejne zdjęcia i filmy. Mam wrażenie, że to nigdy się nie skończy.
- Jakie filmy ? - spytałem. Nie wiedziałem o co jej chodzi.
- To już nie ważne. - wysiliła się na uśmiech, po czym spojrzała mi w oczy. Miałem wrażenie, że jej wzrok robi się pusty, wyglądała jakby uciekało z niej całe życie. - Wiesz JB, pokochałam Cię.
Wstrząsnęła mną. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że tak jest, póki o tym nie usłyszałem. Wyciągnąłem do niej rękę. Dziewczyna cofnęła się. Przez chwilę, zatoczyła się i ledwo stanęła na nogach. Doskoczyłem do niej, chwytając ją za dłoń. Gdy tylko dotknąłem jej dłoni, poczułem jakąś lepką substancję. Oparłem dziewczynę o siebie i skierowałem dłoń do światła. Krew! - krzyknąłem w myślach i w ostatniej chwili złapałem Caroline. Odgiąłem rękaw jej kurtki. Z przecięcia na nadgarstku, szybkim tempem wypływała krew. Przyłożyłem dłoń do rany i mocno ścisnąłem. Skóra Caroline przybierała białego koloru. Poderwałem ją do góry, wsadziłem do samochodu, zawiązując kawałek koszuli na ranie. Odpaliłem silnik i czym prędzej ruszyłem do szpitala. Nie chciałem żeby umarła.

*rok później*
Wziąłem słoneczniki i wyszedłem z domu. Podążyłem chodnikiem w stronę starego parku. Rozmyślałem od początku do końca o mojej Caroline. Ścisnąłem mocniej kwiaty i wszedłem przez wielką bramę, mijając kilku ludzi. Pewnie też przyszli odwiedzić swoich bliskich. -pomyślałem. Mój telefon nagle zaczął zdzwonić.
- Gdzie jesteś ? - zapytał V
- Idę do Caroline. - powiedziałem, przystając na chwilę przy ławeczce.
- Poczekaj na nas chwilę, dobrze ?
- Okej. - odpowiedziałem i rozłączyłem się. Odwróciłem się na pięcie, podążając w stronę parkingu. Przekroczyłem bramę i usiadłem na ławeczce przy wielkiej płaczącej sośnie. Srebrne Audi wjechało na parking. Po chwili wysiadł z niego Taehyung. W momencie znalazł się przy mnie.
- Gotowy? - zapytał V
- Nie wiem. - powiedziałem i podniosłem się z ławeczki. Nie byłem pewny co mam zrobić. Po chwili jednak przeszedłem po raz kolejny przez bramę. Skręciłem w prawo i wchodząc na kolejny chodnik, podążyłem prosto. Co kilka metrów mijaliśmy jakieś osoby. Kolejny raz skręciłem w prawo i ustałem jak słup. Nie wiedziałem co myśleć. Czułem jedynie żal. Ogromny żal. Przyklęknąłem na kolano i zacząłem modlitwę. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Otarłem je i szybko się pozbierałem. Położyłem bukiet słoneczników na grobie. Taehyung podszedł do marmurowego nagrobka, kładąc na nim kolejny bukiet.
Odwróciłem się i skryłem twarz w dłoniach. Odkąd odeszła, nie mogłem dać sobię rady. Dopiero jak straciłem jej miłość, uświadomiłem sobie ile tak na prawdę dla mnie znaczyła. Jeszcze raz skierowałem wzrok na pomnik Caroline, nie mogąc pogodzić się z tym, że nie żyje już od roku.
- Kocham cię. - szepnąłem, odchodząc.

niedziela, 6 marca 2016

Chunji (Teen Top) `chapter 3 (ost.)

[w poprzedniej części]
"Po jakimś czasie wyciągnęłam swobodnie ręce przed siebie i czując opadającą energię, rzuciłam się do przodu, łapiąc się parapetu. Nogi po raz kolejny odmówiły mi posłuszeństwa. Ostatkiem sił podciągnęłam się i spojrzałam na przepiękną pełnię księżyca. W tą noc obiecałam sobie, że bez względu na wszystko, już zawsze będę silna."
* * *
Obudził mnie głośny trzask. Przestraszona podskoczyłam, uderzając głową o parapet. Potarłam bolące miejsce i zrozumiałam, że ktoś bacznie mi się przygląda. Mój wzrok powędrował na chłopaka, który stał przy drzwiach.
- Co Ty tu robisz ? - spytałam zachrypniętym głosem. Brunet spokojnie wpatrywał się we mnie, po czym wyciągnął do mnie dłonie i z łatwością podciągnął do góry. Przekładając moją rękę za szyję, pomógł usiąść mi na łóżku. Gdy tylko znalazłam się na miękkim prześcieradle, zdałam sobie sprawę, że całą noc spędziłam na podłodze pod oknem.
- Co tam robiłaś ? - zdawało mi się, że jego głos był wyjątkowo smutny.
- Sama nie wiem. - skłamałam. Musiałam coś szybko wymyślić. Ostatnimi czasy strasznie denerwowało mnie, to, że Chanhee jest nieobecny. Postanowiłam zabrać go w moje ulubione miejsce. - Chunji, może gdzieś wyjdziemy ? - zaproponowałam. Szybko zdarzyłam pożałować, że to zaproponowałam. Chłopak podniósł wzrok. Trwało to minutę, może mniej, a to wystarczyło, żebym zobaczyła w jego oczach niepokój. Chanhee z obojętnego chłopaka zrobił się tym maleńkim i zagubionym dzieckiem, które poznałam na placu zabaw. - Wyjdźmy gdzieś, proszę. - nalegałam. Widziałam jak walczy ze swoimi uczuciami, a mimo wszystko w końcu usiadł obok mnie i delikatnie się uśmiechnął. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo mi go brakowało, dopóki nie zobaczyłam jego uśmiechu.
- Dobrze. - potwierdził. Czym prędzej uścisnęłam go i o własnych siłach usiadłam na wózek. Chanhee asekurował mnie dopóki moje nogi nie znalazły się na podstawce, po czym chwycił rączki wózka i wyszedł ze mną na zewnątrz. Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość słonecznie. Gdy tylko Chunji zapakował wózek do samochodu, jedyne co towarzyszyło nam w podróży za miasto był dźwięk sportowej V8. Gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu, chłopak pośpiesznie wysiadł i ustał obok drzwi samochodu. Spojrzałam na niego pytająco. Zamiast wózka, Chunji podał mi dwie kule. Bez słów wzięłam je w ręce, podciągnęłam się do góry i ustałam na nogach. Chłopak zamknął samochód i ruszył w stronę wyludnionej plaży. Po chwili zostawił mnie w tyle i nie zwracając na mnie uwagi zszedł po schodkach na dół. Zdenerwowana przyśpieszyłam kroku, chcąc nadążyć za chłopakiem. Każdy kolejny krok sprawiał, że mięśnie paliły mnie coraz bardziej. Dochodząc do schodków, zauważyłam, że chłopak zdążył już wejść na pomost. Wściekłam się i chwyciłam ręką poręcz schodów, ciskając kule w dół. Plastik uderzył o piasek stłumionym dźwiękiem, a ja zaczęłam schodzić po schodach. Moje mięśnie krzyczały, ale ja wiedziałam, że nie mogę się poddać. Z jednej strony spodziewałam się, że Chanhee mi pomoże. Tym razem jednak wmówiłam sobie, że chce mi tym pomóc. W pewnym momencie dotarło do mnie, że to mogła być swego rodzaju próba. Zacisnęłam dłoń mocniej i będąc już blisko ostatniego schodka, spięłam mięśnie do tego ostatniego wysiłku. Chanhee nie odwrócił się w moją stronę nawet na chwilę, co bardziej zmotywowało mnie, żeby wejść na pomost i wygarnąć mu wszystko co myślę. Dotknęłam nogą ostatniego schodka i poczułam jak przechodzi po mnie fala euforii. Mimo radosnego uczucia, wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Ostatkiem sił schyliłam się i chwyciłam kule z piasku. Podniosłam się dysząc i wkładając ręce w zabezpieczenia, ruszyłam do drewnianej konstrukcji. Powolnymi krokami zmierzałam do celu. Rzuciłam kule obok pomostu i wdrapałam się na schody. Miałam wrażenie, że od teraz moją siłą napędową jest wściekłość. Z wielkim trudem ustałam na nogach, ruszając do chłopaka. Chanhee z każdym posunięciem stopy był coraz bliżej. W końcu wyciągnęłam do niego rękę i uderzyłam go w ramię. Chunji odwrócił się i wsadził ręce do kieszeni, bacznie mi się przyglądając. Moje serce biło coraz mocniej, a nogi nie wytrzymując ciężaru mojego ciała, ugięły się. Chanhee rzucił mi się na pomoc. Zdążyłam upaść na kolana, kiedy jego ręce znalazły się na moich biodrach. Chłopak uklęknął przede mną i łapiąc mnie delikatnie za podbródek, uniósł moją głowę do góry. Słyszałam tylko bicie mojego serca i mój szybki oddech. Spojrzałam mu w oczy i przypominając sobię sytuację sprzed kilkudziesięciu minut uniosłam rękę żeby wymierzyć mu policzek. Chanhee szybkim ruchem złapał za moją dłoń i złączył ją ze swoją. Zdziwiłam się, próbując wyszarpnąć rękę, zużyłam resztki energii. Opadłam na pupę, a Chanhee nachylił się bliżej mnie.
- Nie wierzyłem, że uda Ci się zajść tak daleko. Myślałem, że jesteś małą, głupią i słabą dziewczynką, która zawsze potrzebuje pomocy innych. - powiedział. Łzy napłynęły mi do oczu. Zastanawiałam się jak można być tak bezdusznym człowiekiem. - Mimo tego sprawiłaś, że moje poglądy na temat twojej osoby w niedługim czasie bardzo się zmieniły. Wiedziałem, że Cho cię zostawił. Ten palant pochwalił się swoim kolegom, więc spotkała go kara.
- Możesz mówić prościej? - przerwałam mu nagle.
- Dobrze. - potwierdził. - Próbowałem być blisko Ciebie, ale widząc jak się załamujesz, nie chciałem pogarszać sytuacji. Musiałem być dla Ciebie surowy mimo tego co czuję, rozumiesz ?
- Wiesz, że strasznie krzywdziłeś mnie swoim zachowaniem ?
- Zdaję sobie z tego sprawę.- powiedział. - Przepraszam Saerin.
Pierwszy raz od czasu wypadku czułam, że Chanhee nie jest już taki oschły.
- Ok, Chnuji. - odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć. - Zapomnijmy o tym co było i cieszmy się swoim towarzystwem. - zaproponowałam. Widziałam jak Chanhee otwiera usta, chcąc coś powiedzieć, ale nagle je zamyka i kiwa potwierdzająco głową. Nagle jego ramiona owinęły się wokół mojej tali i podciągnęły moje ciało do góry.
- Jestem z Ciebie dumny. - powiedział i ucałował moje czoło. - Zaniosę cię do samochodu i pojedziemy gdziekolwiek będziesz chciała.
Jego uśmiech spowodował kolejną falę euforii, która wzdrygnęła moim ciałem. Satysfakcja ze zmiany Chanhee sprawiła, że zaparłam się w sobię, po raz kolejny obiecując sobie powrót do zdrowia.
*5 godzin później*
Chanhee po raz kolejny przyniósł mi herbatę. Siadając obok mnie, włączył z powrotem film. Miałam wrażenie, że dzisiejsza wycieczka na plażę, na prawdę go zmieniła. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a jego dłoń cały czas złączona była z moją.
- Nie podoba mi się ten aktor. - powiedział nagle, wyrywając mnie z moich myśli. - Niby dobry, a taki jakiś nie dobry.
Zachichotałam. Chanhee spojrzał na mnie i objął mnie ramieniem.
- Oglądaj, a nie komentujesz. - skarciłam go.
Minęło kilka minut, a film dobiegł końca. Chanhee odniósł kubek, ściągnął mnie z kanapy i przekładając moją rękę za szyję, oparł mnie o swoje ciało. Gdy tylko znalazłam się w kuchni, czekała mnie tam niespodzianka. Na stole stał przepiękny bukiet kwiatów, a w jego towarzystwie był tam ramen i coś do picia. Chunji pomógł usiąść mi przy stole, po czym sam opadł na krzesełko obok.
- Smacznego. - powiedział z uśmiechem, zabierając się za jedzenie. Spojrzałam na zupę, wzięłam łyżkę do ręki i posmakowałam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jestem głodna. Gdy tylko zupa zniknęła ze środka miski, miałam wrażenie, że jestem pełna.
- Boże, jakie to było pyszne Chunji. - powiedziałam - Musisz przychodzić do mnie i gotować.
- Z chęcią. - odpowiedział, zabierając ode mnie naczynie i wkładając je do zmywarki. Ich dorma była pięknie zaopatrzona, denerwowało mnie tam tylko zachowanie kolegów Chanhee z zespołu. Widziałam, jak "szanują" te drogie sprzęty.
Chunji zabrał mnie z krzesełka, zaprowadził na górę i posadził na łóżku w swoim pokoju. Rozejrzałam się do jego sypialni. Wielkie łóżko, dużo książek, kilka instrumentów i stolik zapełniony nutami. Chłopak wrócił, od razu siadając obok mnie. Jego ręce od razu powędrowały na moje plecy. Objął mnie i pociągnął w dół. Kiedy jego twarz znalazła się nade mną, chłopak zalotnie się uśmiechnął.
- Wiesz, co Saerin, mam wrażenie, że odkąd nie spotykasz się z Cho jesteś inna. - powiedział nagle. Nie wiedziałam jak ma to odbierać. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć. Chunji jednak kontynuował, nie dając mi prawa do wypowiedzi. - Już dłużej nie mogę wytrzymać, udając, że nic się nie dzieje. Sae, podobasz mi się, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
- To źle ? - przerwałam mu. - Chnuji, a co jeśli Ty też mi się podobasz ? - dotknęłam ręką jego policzka. Zadrżał.
- Chciałbym żeby tak było. - powiedział. Widziałam, że zależy mu na prawdzie.
- Podobasz mi się Chanhee. Dzięki Tobie wracam do zdrowia i normalnego życia, sprzed wypadku.-powiedziałam. - Przy Tobie czuję się bezpiecznie.
Brunet zniżył swoją twarz i odezwał się cicho.
- Mogę cię pocałować ? - zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Jego usta zbliżyły się do moich, łącząc się w delikatnym pocałunku. Czułam, że moja historia z Chunjim jeszcze się nie kończy. Wszystko dopiero się zaczęło.
------------------------------------------
Mam nadzieję, że to FF podobało wam się, tak jak mi. Zapraszam do komentowania i zamawiania kolejnych ff. Już niedługo publikacja JB (GOT7) `chapter 2. Pozdrawiam `założycielka.
Instagram, Twitter, Ask

piątek, 4 marca 2016

Chunji (Teen Top) `chapter 2

[w poprzedniej części]
"- Zrozum Sae, że już nigdy nie staniesz na nogach. Nie masz czucia od pasa w dół. - zaśmiał się, opierając ręce na moich nogach. - Jesteś żałosna kretynko. - powiedział, zwracając się w stronę drzwi. - Buziaczki. - zaśmiał się, wychodząc ze sali. Wypuściłam głośno powietrze. Miałam ochotę wstać, pobiec za nim i okładać go pięściami dopóki nie miałabym pewności, że umarł. Mój wzrok spoczął na nogach, a wtedy dotarło do mnie co powiedział Cho. Chłopak miał rację, mimowolnie jednak zdołałam uszczypnąć się w udo. I wiecie co ? Nic nie poczułam."
* * *
Skierowałam wzrok na okno. Pomyślałam wtedy, że do końca życia będą pieprzoną kaleką. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, mimo to, nadal wpatrywałam się w okno. Brunet podszedł do okna i odwrócił się w moją stronę.
- Co on chciał ? - zapytał obojętnie. Jego wyraz twarzy sprawił, że przez myśl przemknęło mi, że chłopakowi wcale nie zależy na moje odpowiedzi.
- Nie twoja sprawa. - odpowiedziałam. Byłam zdenerwowana, a jego pytania tylko pogarszały całą sytuację.
- Mylisz się. - odpowiedział i odbił się od parapetu. - Owszem, moja. - podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle.
- Wątpię. - odwróciłam głowę, wbijając głowę w cieknącą wodę z kranu.
- Więc pa. - rzucił i wyszedł ze sali. Gdy tylko drzwi zamknęły się wypuściłam ciężko powietrze i spojrzałam smutna na sufit. Do moich oczu napłynęły łzy, a ja zacisnęłam mocno wargi. Załamałam się.

*2 miesiące później*
Usiadłam na wózek i położyłam torbę na swoich kolanach. Miałam nadzieję, że uda mi się funkcjonować po za szpitalem samodzielnie. Wyjechałam za drzwi szpitala, a moją twarz musnął ciepły wiatr. Lato było przepiękne, słońce świeciło coraz dłużej, a moje samopoczucie z dnia na dzień stawało się coraz lepsze. Rozejrzałam się dookoła, a moją uwagę zwrócił srebrny bus. Gdy tylko zobaczyłam osobę wysiadającą ze środka, uśmiechnęłam się. Minęło trochę czasu zanim powiedziałam chłopakowi o co chodziło. Jego reakcja była taka jaka się spodziewałam. Obiecał pomóc mi we wszystkim, dopóki nie stanę o własnych siłach na nogi.
- Cześć. - powiedział. Miałam wrażenie, że znów jest co do mnie obojętny, po chwili jednak  zabrał torbę z moich kolan i złapał za rączki od wózka. - Mam dla Ciebie niespodziankę. - pomógł wsiąść mi do busa i schował wózek do tyłu. Wsiadł do środka i mimowolnie złapał mnie za rękę. Po chwili jednak zabrał ją speszony i wskazał na budynek przed nami. - Obiecałem, że Ci pomogę. Dziś zaczynamy twoją rehabilitację.
Spojrzałam na budynek i na chłopaka. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Miałam wrażenie, że od jakiegoś czasu miał jakieś problemy. Nie drążyłam tematów, które poruszał i skupiłam się na rehabilitacji. Chunji wjechał ze mną do klasycznego budynku i wprowadził do sporej sali. Rehabilitant czekał już z zestawem piłek, kilkoma wspornikami i matami. Po kilku minutach zaczęliśmy zajęcia. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, że stanę na nogi po dość długim czasie.

*7 miesięcy później*
Przyjechałam z Chanhee na kolejne zajęcia. Mój rehabilitant nagle się rozchorował, więc nikt nie mógł poprowadzić moich zajęć. Mimo tego Chunji wprowadził mnie na salę i ustawił wózek przed rampą. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- No dalej. - pogonił mnie. Zestawiłam nogi z podstawki wózka i podsunęłam się do krawędzi siedzenia. Chwyciłam dłońmi za drewniane podstawki i zacisnęłam je mocno. Wzięłam głęboki wdech i z całej siły ruszyłam bezwładne ciało do góry. Wszystkie mięśnie napięły się, a ja dysząc ustałam na słabych nogach. W głębi serca myślałam, że to już koniec, że w końcu mi się udało. Jednak rozum podpowiadał mi, że to dopiero początek. Chnji stanął przede mną. Odsunął się dalej i wyciągnął do mnie ręce. - Chodź do mnie. - powiedział. Miałam wrażenie, że słyszę w jego głosie radość. Po raz kolejny spięłam się i posunęłam delikatnie nogę do przodu. Mały sukces sprawił, że rozproszyłam myśli. Nogi uległy ciężarowi ciała, a ja poleciałam na chłopaka przede mną. Gdy tylko wylądowałam z brunetem na ziemi, wypuściłam powietrze z ulgą. Chłopak trzymał mnie w ramionach, a ja leżałam na jego klacie.  Wpatrywaliśmy się przez chwilę w swoje oczy po czym Chanhee uśmiechnął się, podniósł jedną dłoń i założył mi włosy za ucho. Zawstydził mnie. Najwidoczniej rumieniec, który rozlał się po mojej twarzy nie zniechęcił go do wpatrywania się w nią. Położył mi dłoń na policzku, mrugnął i męsko się zaśmiał.
- Bardzo dobrze. - powiedział. I znów czułam, że wrócił ten obojętny i surowy Chunji. Chłopak pomógł usiąść mi z powrotem na wózek, wioząc mnie do domu.
Minęła północ, a ja nadal nie spałam, zastanawiając się nad tym, czemu Chanhee jest tak zmienny. Potrafił być słodki i czuły, ale obliczem, które zawsze okazywał była surowa postawa i obojętność. Wyostrzyłam wzrok i spojrzałam na okno. Mimowolnie zestawiłam nogi na podłogę i odwracając się na brzuch, wsparłam się na ramionach, próbując wstać. Mijała kolejna godzina, a ja nadal przewracałam się na podłogę. Mimo wszystko nie chciałam się poddać. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, jeszcze raz, aż do skutku. Było po godzinie 3, kiedy w końcu stanęłam o własnych siłach. Z każdym posunięciem nóg do przodu robiłam się słabsza, jednak myśl, że jestem coraz bliżej wyznaczonego celu powodowała zastrzyk adrenaliny. Po jakimś czasie wyciągnęłam swobodnie ręce przed siebie i czując opadającą energię, rzuciłam się do przodu, łapiąc się parapetu. Nogi po raz kolejny odmówiły mi posłuszeństwa. Ostatkiem sił podciągnęłam się i spojrzałam na przepiękną pełnię księżyca. W tą noc obiecałam sobie, że bez względu na wszystko, już zawsze będę silna.