piątek, 4 marca 2016

Chunji (Teen Top) `chapter 2

[w poprzedniej części]
"- Zrozum Sae, że już nigdy nie staniesz na nogach. Nie masz czucia od pasa w dół. - zaśmiał się, opierając ręce na moich nogach. - Jesteś żałosna kretynko. - powiedział, zwracając się w stronę drzwi. - Buziaczki. - zaśmiał się, wychodząc ze sali. Wypuściłam głośno powietrze. Miałam ochotę wstać, pobiec za nim i okładać go pięściami dopóki nie miałabym pewności, że umarł. Mój wzrok spoczął na nogach, a wtedy dotarło do mnie co powiedział Cho. Chłopak miał rację, mimowolnie jednak zdołałam uszczypnąć się w udo. I wiecie co ? Nic nie poczułam."
* * *
Skierowałam wzrok na okno. Pomyślałam wtedy, że do końca życia będą pieprzoną kaleką. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, mimo to, nadal wpatrywałam się w okno. Brunet podszedł do okna i odwrócił się w moją stronę.
- Co on chciał ? - zapytał obojętnie. Jego wyraz twarzy sprawił, że przez myśl przemknęło mi, że chłopakowi wcale nie zależy na moje odpowiedzi.
- Nie twoja sprawa. - odpowiedziałam. Byłam zdenerwowana, a jego pytania tylko pogarszały całą sytuację.
- Mylisz się. - odpowiedział i odbił się od parapetu. - Owszem, moja. - podszedł do mojego łóżka i usiadł na krześle.
- Wątpię. - odwróciłam głowę, wbijając głowę w cieknącą wodę z kranu.
- Więc pa. - rzucił i wyszedł ze sali. Gdy tylko drzwi zamknęły się wypuściłam ciężko powietrze i spojrzałam smutna na sufit. Do moich oczu napłynęły łzy, a ja zacisnęłam mocno wargi. Załamałam się.

*2 miesiące później*
Usiadłam na wózek i położyłam torbę na swoich kolanach. Miałam nadzieję, że uda mi się funkcjonować po za szpitalem samodzielnie. Wyjechałam za drzwi szpitala, a moją twarz musnął ciepły wiatr. Lato było przepiękne, słońce świeciło coraz dłużej, a moje samopoczucie z dnia na dzień stawało się coraz lepsze. Rozejrzałam się dookoła, a moją uwagę zwrócił srebrny bus. Gdy tylko zobaczyłam osobę wysiadającą ze środka, uśmiechnęłam się. Minęło trochę czasu zanim powiedziałam chłopakowi o co chodziło. Jego reakcja była taka jaka się spodziewałam. Obiecał pomóc mi we wszystkim, dopóki nie stanę o własnych siłach na nogi.
- Cześć. - powiedział. Miałam wrażenie, że znów jest co do mnie obojętny, po chwili jednak  zabrał torbę z moich kolan i złapał za rączki od wózka. - Mam dla Ciebie niespodziankę. - pomógł wsiąść mi do busa i schował wózek do tyłu. Wsiadł do środka i mimowolnie złapał mnie za rękę. Po chwili jednak zabrał ją speszony i wskazał na budynek przed nami. - Obiecałem, że Ci pomogę. Dziś zaczynamy twoją rehabilitację.
Spojrzałam na budynek i na chłopaka. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Miałam wrażenie, że od jakiegoś czasu miał jakieś problemy. Nie drążyłam tematów, które poruszał i skupiłam się na rehabilitacji. Chunji wjechał ze mną do klasycznego budynku i wprowadził do sporej sali. Rehabilitant czekał już z zestawem piłek, kilkoma wspornikami i matami. Po kilku minutach zaczęliśmy zajęcia. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy, że stanę na nogi po dość długim czasie.

*7 miesięcy później*
Przyjechałam z Chanhee na kolejne zajęcia. Mój rehabilitant nagle się rozchorował, więc nikt nie mógł poprowadzić moich zajęć. Mimo tego Chunji wprowadził mnie na salę i ustawił wózek przed rampą. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- No dalej. - pogonił mnie. Zestawiłam nogi z podstawki wózka i podsunęłam się do krawędzi siedzenia. Chwyciłam dłońmi za drewniane podstawki i zacisnęłam je mocno. Wzięłam głęboki wdech i z całej siły ruszyłam bezwładne ciało do góry. Wszystkie mięśnie napięły się, a ja dysząc ustałam na słabych nogach. W głębi serca myślałam, że to już koniec, że w końcu mi się udało. Jednak rozum podpowiadał mi, że to dopiero początek. Chnji stanął przede mną. Odsunął się dalej i wyciągnął do mnie ręce. - Chodź do mnie. - powiedział. Miałam wrażenie, że słyszę w jego głosie radość. Po raz kolejny spięłam się i posunęłam delikatnie nogę do przodu. Mały sukces sprawił, że rozproszyłam myśli. Nogi uległy ciężarowi ciała, a ja poleciałam na chłopaka przede mną. Gdy tylko wylądowałam z brunetem na ziemi, wypuściłam powietrze z ulgą. Chłopak trzymał mnie w ramionach, a ja leżałam na jego klacie.  Wpatrywaliśmy się przez chwilę w swoje oczy po czym Chanhee uśmiechnął się, podniósł jedną dłoń i założył mi włosy za ucho. Zawstydził mnie. Najwidoczniej rumieniec, który rozlał się po mojej twarzy nie zniechęcił go do wpatrywania się w nią. Położył mi dłoń na policzku, mrugnął i męsko się zaśmiał.
- Bardzo dobrze. - powiedział. I znów czułam, że wrócił ten obojętny i surowy Chunji. Chłopak pomógł usiąść mi z powrotem na wózek, wioząc mnie do domu.
Minęła północ, a ja nadal nie spałam, zastanawiając się nad tym, czemu Chanhee jest tak zmienny. Potrafił być słodki i czuły, ale obliczem, które zawsze okazywał była surowa postawa i obojętność. Wyostrzyłam wzrok i spojrzałam na okno. Mimowolnie zestawiłam nogi na podłogę i odwracając się na brzuch, wsparłam się na ramionach, próbując wstać. Mijała kolejna godzina, a ja nadal przewracałam się na podłogę. Mimo wszystko nie chciałam się poddać. Postanowiłam spróbować jeszcze raz, jeszcze raz, aż do skutku. Było po godzinie 3, kiedy w końcu stanęłam o własnych siłach. Z każdym posunięciem nóg do przodu robiłam się słabsza, jednak myśl, że jestem coraz bliżej wyznaczonego celu powodowała zastrzyk adrenaliny. Po jakimś czasie wyciągnęłam swobodnie ręce przed siebie i czując opadającą energię, rzuciłam się do przodu, łapiąc się parapetu. Nogi po raz kolejny odmówiły mi posłuszeństwa. Ostatkiem sił podciągnęłam się i spojrzałam na przepiękną pełnię księżyca. W tą noc obiecałam sobie, że bez względu na wszystko, już zawsze będę silna.

Brak komentarzy: