niedziela, 20 marca 2016

Luhan `chapter 2

[w poprzednim rozdziale]
"Gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyliśmy to. "To", czyli wielką, szklaną budowlę, pnącą się ku górze. Tą budowlę widzieliśmy już wiele razy na filmach. Nie był to ani Paryż, ani Dublin. To był Seoul. Central Park."
* * *
- O boże. - westchnął chłopak. Na jego twarzy malowało się zdumienie. Nawet jeśli było to niewiarygodne, teraz nie mieliśmy już wątpliwości.
Słyszałam jak moje serce bije jednym, oszalałym rytmem. Po drugiej stroni zauważyłam adeptów tai-chi i kilku mieszkańców okolicy, którzy wybrali się na poranny spacer z pupilami. Z tak bliska mogłam już zidentyfikować charakterystyczne odgłosy miasta - szum przejeżdżających samochodów, klaksony, syrenę wozu policyjnego.
- To jakieś pieprzone szaleństwo. - wyszeptałam. Skupiłam wzrok na pobliskich drzewach i zaczęłam zastanawiać się nad tą sytuacją. Zgodziłam się, że z pewnością spędziła zakrapianą noc tak jak Luhan, aż urwał nam się film. Jednak coś nadal nie dawało mi spokoju. Wręcz nie do pomyślenia było to, że ktoś wpakował nas na pokład samolotu bez naszej zgody. Pamiętałam, że lot na trasie Polska-Seoul trwał ponad osiem godzin, i że trzeba było odjąć dwie godziny z powodu różnicy czasu. Musieliśmy więc przylecieć tutaj prywatnym samolotem. Teoretycznie nie było nie niemożliwe, ale rzeczywistość to inna historia. Coś zdecydowanie się nie zgadzało.
- Nie możemy tutaj stać, pośród tych wszystkich ludzi. - powiedziałam - Zaraz zatrzyma nas policja.
- Więc co pani proponuje ? - spytał
- Proszę mnie wziąć za rękę, szybko ! - nakazałam mu.
- Co ?
- Proszę wziąć mnie za rękę, żebyśmy wyglądali jak para zakochanych, i szybko przejdźmy do miasta! - zarządziłam, gwałtownie pociągając go za sobą. Posłuchał mnie i bez większych problemów przeszliśmy przez park, znajdując się na ulicy.
- Tak czy inaczej, musimy zgłosić to na policję. - odezwał się facet.
- Akurat sami pchalibyśmy się w paszczę lwa.
- Tak nakazuje zdrowy rozsądek, kotku !
- Jeszcze raz się pan do mnie tak odezwie, a uduszę pana tymi kajdankami. Zacisnę je na szyi i będę trzymać tak długo, aż pan wyzionie ducha ! Nieboszczyk robi o wiele mniej głupstw, przekona się pan.
Widziałam jak facet ignoruje groźbę i marszczy nos.
- Nie zamierzam grać roli uciekiniera. - powiedział. Był najwyraźniej podirytowany.
- Na prawdę jest pan taki głupi czy tylko udaje ? - spytałam sarkastycznie - Może pan nie zauważył, ale jesteśmy spięci kajdankami ! Jesteśmy nierozłączni, wbrew naszej woli. Więc tak długo, jak jesteśmy skuci, będzie pan robił to co ja.
- Dlaczego nie chce pani iść ze mną na policję ?
- Bo niech pan sobie wyobrazi, że wiem jak ona działa. - odpowiedziałam mu.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia.
- Tak ? A myślałam, że nie pamięta pan niczego z minionej nocy...
- Nie ufa mi pani ?
- Pana historia z barem w Dublinie nie trzyma się kupy. - odpowiedziałam wulgarnie. Miałam prawo posądzać go o kłamstwo.
- Pani historia z barami we Francji też jest równie nieprawdopodobna ! Po za tym to pani ma zakrwawioną koszulę, pistolet w kieszeni i...
- Zgadza się, to ja mam pistolet. - przerwałam mu. - W związku z tym zamknij się i rób co Ci każę, dobra?
Mężczyzna wzruszył ramionami i westchnął zirytowany. Przełknęłam ślinę, czując jak po moim ciele rozchodzi się fala stresu, zmęczenia i strachu.
Próbowałam zebrać myśli. We Francji było wczesne popołudnie. Koledzy z wydziału powinni zauważyć już moją nieobecność i zawiadomić o tym dyrektora. Zapewne też ktoś zadzwonił już na moją komórkę. W głowie zaczął kształtować się plan działania. Na początku powinnam poprosić o pomoc, zadzwonić do wydziału, należało zdobyć nagrania z kamer parkingu, listę prywatnych samolotów, które wylatywały do Nowego Yorku tej nocy. Lista zdawała się nie mieć końca. Od dawna w życiu motywowała ją adrenalina, której dostarczała jej praca. Była jak narkotyk, który w przeszłości zrujnował jej życie. Teraz jako jedyny potrafi zmusić mnie do wyjścia z łóżka. Wciągnęłam w płuca chłodne powietrze. Uspokoiłam się, gdy poczułam, że natura policjantki bierze nade mną górę.
Nadal trzymając się za ręce, dotarłam z Luhanem do trójkątnego ogrodu. Spojrzałam ukradkiem na faceta obok. Musiałam dowiedzieć się o nim więcej, kim jest na prawdę. A jeśli to ja nałożyłam mu kajdanki ? A jeśli tak, to dlaczego to zrobiłam ? Luhan spojrzał na mnie zaczepnie.
- Co pani proponuje ?
- Zna pan kogoś w tym mieście? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Tak, nawet mam tutaj kilkoro dobrych znajomych, jeden z nich to wokalista Kim Minseok, ale niestety źle się składa, bo jest teraz na tournee.
- Więc nie zna pan żadnego miejsca, w którym moglibyśmy zdobyć narzędzia, żeby uwolnić się od tych kajdanek, wziąć prysznic, przebrać się ?
- Nie. - przyznał - A pani?
- O ile pan pamięta nie mieszkam tutaj...
- "O ile pan pamięta nie mieszkam tutaj..." - powtórzył za mną mężczyzna, wykrzywiając się. - W takim razie nie wiem czy uda nam się nie pójść na policję. Nie mamy forsy, ubrań na zmianę, komórek ani dokumentów, które poświadczyły by naszą tożsamość...
- Niech pan przestanie jęczeć ! Najważniejsze w tym momencie to zdobyć w jakiś sposób komórkę...
- Nie mamy ani grosza, przecież pani mówię ! Jak mamy to zrobić ?
- To bardzo proste. Trzeba ukraść.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi:865
Liczba liter w poście wynosi: 5222
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: