piątek, 18 marca 2016

Luhan `chapter 1

Bohaterowie: Lu Han (były członek Exo); Shus
Gatunek: kryminał; romans
* * *
Odległy odgłos szum strumienia.
Zza przymkniętych powiek poczułam kilka ciepłych promieni słońca. Z trudnością otworzyłam oczy. Światło dzienne oślepiło mnie, a ubranie przemokło od porannej rosy. Po chwili zorientowałam się, że drżę z zimna, a w gardle mam pustynię. Wyprostowałam się, rozglądając dookoła i orientując się, że dopiero co spałam na ławce. Mój wzrok powędrował na opierającą się o mnie osobę. Szczupły brunet o delikatnej posturze. Serce podeszło mi do gardła. Starając się wysunąć spod przylegającego do moich pleców mężczyzny, spadłam na ziemię. Niemal od razu zerwałam się na równe nogi. Wówczas spostrzegłam, że moja prawa ręka przyczepiona jest kajdankami do lewego nadgarstka mężczyzny. Cofnęłam się gwałtownie. Mężczyzna nie zareagował. Przeklęłam pod nosem. Serce wciąż łomotało mi jak szalone. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 8 nad ranem.
Gdzie ja jestem? - pomyślałam spanikowana, wycierając ręką spocone czoło. Po raz kolejny rzuciłam okiem na okolicę. Znajdowałam się w samym centrum lasu pełnego zielono-listnych drzew. Ławka stała na dzikiej, cichej polance pośród dębów. W pobliżu nie było nikogo. Biorąc pod uwagę sytuację, tak było lepiej.
Spojrzałam do góry. Piękne, łagodne światło przenikało korony drzew. Las w Rabouill? Vinseces? Infontai? Nic nie przypominało miejsca, w którym się znalazłam. Nachyliłam się żeby dokładniej obejrzeć twarz mężczyzny. Facet mógł mieć 24-28 lat. Nie miał zarostu, pomimo tego jego potargane, brązowe włosy były gęste.
Nie żyje ? - zapytałam się w myślach. Uklęknęłam, przykładając trzy palce do jego szyi. Puls, który wyczułam od razu mnie uspokoił. Wpatrywałam się przez chwilę w twarz mężczyzny. Może go znam ? - pomyślałam. Odgarnęłam kilka kosmyków, które spadały, niemiłosiernie lepiąc się do czoła. Po chwili skierowałam wzrok na kajdanki, przyglądając się im bliżej. Pamiętałam, jak uczyli nas o tym na kryminologii. Standardowy model. Przegrzebałam kieszenie spodni w nadziei, że znajdę tam kluczyk. Niestety, kluczyka nigdzie nie było. W wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki wyczułam zarys lufy. Z pewnością zacisnęłam na nim palce. Wyjęłam pistolet i z przerażeniem odkryłam, że nie był to Glock 22, którego używa policja kryminalna. Obcy pistolet wprawił mnie w osłupienie. Schyliłam się, poluźniając dystans kajdanek i wyjęłam magazynek. Najwyraźniej brakowało jednego pocisku. Gdy tylko zaczęłam obracać pistolet, w oczy rzuciła mi się zaschnięta krew na kolbie. Rozpięłam kurtkę do końca. Na obu stronach koszuli również była krew.
Co ja narobiłam ?! - skarciłam się wewnętrznie, schowałam pistolet i zasunęłam kurtkę. Musiałam przypomnieć sobie co robiłam ostatniego wieczora. Przetarłam oczy i wysiliłam myśli. Poprzedniego wieczoru zrobiłam rundkę po barach z kilkoma przyjaciółkami. Sporo wypiła. Koło północy rozstały się, a ona poszła do swojego samochodu, zaparkowanego na podziemnym parkingu centrum handlowego. A potem...No właśnie, co było potem ? Nic, czarna dziura. Czułam się otumaniona. Próbowałam po raz kolejny się skoncentrować. Wspomnienia ukryły się za murem, którego ja nie potrafiłam przebić. Przełknęłam ślinę. Las, cudzy pistolet, obcy facet i zakrwawiona koszula. To wszystko sprawiło, że otaczająca mnie panika wzrosła o jeden stopień. Chwilowo przestałam o tym myśleć i zabrałam się za przeszukiwanie kieszeni: zniknął mój portfel, legitymacja policyjna. Dowód osobisty i pieniądze też zniknęły. Nie miałam też komórki. Wtedy do strachu dołączyła również rozpacz. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Najwyraźniej tej nocy zdarzyło się coś poważnego. Jeśli ja tego nie pamiętałam, był przecież ten facet, z którym spięci są kajdankami. Sprawa zaraz się wyjaśni. Potrząsnęłam gwałtownie ręką.
- Ej ! Pobudka !
Mężczyzna z trudnością dochodził do siebie.
- Obudź się człowieku ! - szarpnęłam ręką po raz kolejny. Mężczyzna poruszył powiekami i zdusił ziewnięcie. Kiedy całkowicie otworzył oczy, cofnął się, pociągając mnie w swoją stronę. Spojrzał na mnie wytrzeszczonymi oczami i zaczął się rozglądać.
- Kim jesteś i co my tu robimy ? - spytał zdezorientowany. - Gdzie my jesteśmy ? - powtórzył, marszcząc brwi. Wsunęłam dłoń do kabury i wyjęłam pistolet, celując w jego skroń.
- To raczej pan powinien mi powiedzieć, gdzie jesteśmy do cholery?! - krzyknęłam.
- Tylko proszę się uspokoić, dobrze? - zaproponował, podnosząc ręce do góry. - Niech pani opuści broń, to niebezpieczna zabawka... - przerwał i wskazał brodą na ściśnięty kajdankami nadgarstek. - Dlaczego pani mnie tym spięła ? Co zrobiłem tym razem ? Pobiłem się z kimś ? Upiłem się, awanturowałem na ulicy ?
- To nie ja założyłam panu kajdanki. - odpowiedziałam szybko, przyglądając się dokładnie wyglądowi faceta. Czarne jeansy, skórzana kurtka i szara koszulka. Jego ciemne oczy były opuchnięte.
- Nie jest tu za ciepło. - jęknął i skulił się. Wyciągnął wolną rękę, spoglądając na nadgarstek. Miałam wrażenie, że szuka zegarka. - Matko, która godzina ?
- Ósma rano. - odpowiedziałam. Facet zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie.
- Wszystko mi pani zabrała ! - wrzasnął - Forsę, portfel, telefon...
- Niczego panu nie zabrałam ! - zapewniłam go. - Moje rzeczy też zniknęły.
- Mam porządnego guza. - zauważył, dotykając się z tyłu głowy wolną dłonią.

*Luhan*
Kątem oka spojrzałem na kobietę. Smukła brunetka około 25 lat, miała na sobie rurki i skórzaną kurtkę. Jej upięte w kok włosy wysuwały się spod spinek i spadały na twarz o młodzieńczych lecz regularnych rysach, okrągłych policzkach, małym nosie i białej cerze. Jej błękitne oczy błyszczały intensywnie. Uczucie bólu biegnącego wzdłuż przedramienia oderwało mnie od rozmyślań o niej.
- Co znowu ? - parsknęła kobieta.
- Bardzo mnie boli...jakbym miał tu ranę. - przyznałem. Kajdanki nie pozwalały mi zdjąć ani podciągnąć rękawów napiętej kurtki, ale wykręcając się w różne strony, zauważyłem, że ramie owinięte jest bandażem. Opatrunek wydawał się być świeży, a spod niego wyciekał strumyczek krwi, który docierał aż do nadgarstka.
- Dość tych bzdur. - zdenerwowany podniosłem się z ławki. - Gdzie my właściwie jesteśmy, w Wickow ?
Kobieta potrząsnęła głową.
- Wickow ? - zdziwiła się - A gdzie to jest ?
- To las na południe... - westchnąłem. Miałem tylko nadzieję, że się nie mylę. Słabo pamiętałem okolicę, w której byłem ostatni raz.
- Na południe od czego ?
- Żartuje sobie pani ze mnie czy co ? Na południe od Dublina.
Kobieta popatrzyła na mnie zdziwionymi oczyma.
- Naprawdę pan myśli, że jesteśmy w Irlandii?
Westchnąłem.
- A niby gdzie mielibyśmy być ?
- We Francji. - powiedziała kobieta. - Powiedziałabym, że to las Rabouill albo...
- Co za bzdury ! - wybuchnąłem. - Po za tym, kim właściwie pani jest !?
- Nazywam się Shus Swarowksy, jestem inspektorem polskiej policji kryminalnej. Przyjechałam na półtoraroczne szkolenie do Francji. Spędzałam wieczór z koleżankami. Nie wiem gdzie jesteśmy i jak znaleźliśmy się tutaj, spięci razem. I nie mam pojęcia kim pan jest. Teraz pan.

*Shus*
- Jestem Chińczykiem, nazywam się Lu Han. Jestem solowym artystą popowym. Często bywam w trasach. Ostatniego wieczoru byłem w Dublinie. - przerwał - Po koncercie usiadłem w Temple Bar i wlałem w siebie sporo piwa. Wyszedłem z klubu koło północy. Pamiętam, że zacząłem szukać taksówki... - zatrzymał się. Po jego zmarszczonym czole widać było, że próbuje sobie coś przypomnieć. Mimowolnie schowałam pistolet do kabury i zasunęłam kurtkę pod szyję.
- Zdaje pan sobie sprawę, że wszystko to, co pan opowiedział, to kompletne bzdury ? - westchnęłam po chwili milczenia.
- A to czemu ?
- Przecież jesteśmy we Francji !
- Jestem gotów założyć się o duże pieniądze, że nie jesteśmy we Francji. - rzucił, drapiąc się po głowie.
- Tak czy inaczej, jest tylko jeden sposób żeby się o tym przekonać. - zdenerwowana, pociągnęłam ręką, zmuszając Luhana do wstania. Opuściliśmy łąkę i powoli zbliżając się do wyjścia. W końcu wyszli na wąską, asfaltową alejkę, coraz wyraźniej docierały do nich odgłosy cywilizacji. Szmer zmienił się w znajomy odgłos wielkiego miasta. Blask, który prześwitywał przez krzewy, popchnął mnie w swoją stronę. Gdy tylko znaleźliśmy się po drugiej stronie, zobaczyliśmy to.
"To", czyli wielką, szklaną budowlę, pnącą się ku górze. Tą budowlę widzieliśmy już wiele razy na filmach.
Nie był to ani Paryż, ani Dublin.
To był Seoul.

Central Park.

Brak komentarzy: