wtorek, 22 marca 2016

Luhan `chapter 3 (ost.)

[w poprzednim rozdziale]
"- Niech pan przestanie jęczeć ! Najważniejsze w tym momencie to zdobyć w jakiś sposób komórkę...
- Nie mamy ani grosza, przecież pani mówię ! Jak mamy to zrobić ?
- To bardzo proste. Trzeba ukraść."
* * *
Wyszliśmy z tłocznego parku prosto na szeroką aleję biegnącą wzdłuż niego. Już po kilku krokach poczułam wciągającą atmosferę metropolii. Wokół rozbrzmiewały klaksony taksówek, uliczni grajkowie, krzyki ulicznych sprzedawców. Nie mamy ani sekundy do stracenia. - pomyślałam. Zmrużyłam oczy, żeby przyjrzeć się dokładniej okolicy. Na chodniku reklamował swój towar nielegalny handlarz, wpychający turystom T-shirty i plakaty eks-Beatlesów. Moją uwagę przyciągnęła grupa nastolatków stojących jakieś dziesięć metrów od nich: byli to hałaśliwie zachowujący się Hiszpanie, którzy fotografowali się przed Seoul National University. Po kilku sekundach obserwacji wybrałam swój "cel" i szybko opracowałam plan działania. Wskazałam brodą Luhanowi na grupę młodzieży.
- Widzi pan tego chłopaka, który gada przez telefon?
Chłopak podrapał się w szyję.
- Którego ? Prawie wszyscy trzymają komórki przy uszach.
- Ten niski grubas w okularach, ostrzyżony na garnek, w koszulce FC Barcelona.
- Niezbyt odważnie rzucać się na dziecko...
- Nie rozumie pan chyba, w jak dramatycznej sytuacji się znaleźliśmy. - odpowiedziałam - Luhan, ten typ ma conajmiej szesnaście lat, po za tym nie chodzi o to, żeby na niego napaść, tylko pożyczyć od niego komórkę.
- Jestem głodny, czy nie moglibyśmy raczej podwędzić czegoś do jedzenia ? - jęknął chłopak
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.
- Niech pan się przestanie wygłupiać i lepiej mnie posłucha. Będziemy szli przytuleni do siebie. Kiedy znajdziemy się obok tego chłopaka, popchnie mnie pan na niego, a jak tylko chwycę komórkę, musimy natychmiast uciekać.
Chłopak pokiwał głową twierdząco.
- Łatwizna.
- Łatwizna ? Zobaczy pan jak łatwo jest uciekać z rękami zakutymi w kajdanki.
Dalszy ciąg zdarzeń rozegrał się tak jak chciałam. Wykorzystując zaskoczenie smarkacza, łatwo wyrwałam mu komórkę.
- Teraz ! W nogi ! - rzuciłam do Luhana. Zielony człowiek migał na sygnalizacji ulicznej. Wykorzystaliśmy to, żeby przejść na drugą stronę alei, po czym daliśmy nura w najbliższą, prostopadłą uliczkę. Bieg okazał się gorszy niż przewidywałam. Mało tego, że musieliśmy synchronizować kroki, to jeszcze, będąc różnego wzrostu, szarpaliśmy kajdankami, które za każdym razem boleśnie obcierały im skórę wokół nadgarstków.
- Biegną za nami ! - krzyknął Luhan, rzuciwszy wzrokiem do tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam grupkę biegnących w naszą stronę hiszpańskich nastolatków. A to pech. - pomyślała. Kiwnęła głową. Przyśpieszyliśmy oddalając się nieznacznie od ścigających. Szybko przebiegliśmy na drugą stronę alei. Pościg był coraz bliżej, młodzi Hiszpanie nawoływali przechodniów, wzywając ich na pomoc.
- W lewo ! - krzyknął Luhan, skręcają gwałtownie.
Nagła zmiana kierunku zaskoczyła mnie. Ledwo utrzymałam równowagę, wpadając ze sporą prędkością w zakręt. Krzyknęłam z bólu, gdy obręcz kajdanek wbiła mi się w skórę.
Biegliśmy na południe, rozpychając przechodniów, przewracając kilka straganów, nawet o mało co nie stratowaliśmy miniaturowego yorka. Za dużo ludzi. - pomyślałam. Starając się biec po brzegu chodnika, źle postawiłam nogę, co spowodowało kolejny ból, wbijanych w ciało kajdanek. Nie umiejąc wyhamować, przewróciłam się, pociągając za sobą Luhana i wypuszczając komórkę z dłoni, której zdobycie tyle ich kosztowało.
Cholera ! - krzyknęłam w głowie. Szybkim ruchem Luhan zabrał telefon, podciągną mnie do góry i szarpnął za sobą. Każdy kolejny krok był torturą. Biegliśmy trzymając się za ręce. Dziesięć, pięćdziesiąt i sto metrów. Przed oczyma migały mi kratki kanalizacyjne, wykrzywione twarze dzieciaków, budyni ze szkła i betonu. Z naszych nadgarstków płynęła krew, a trudem oddychaliśmy, ale wyrównaliśmy tempo. Spojrzeliśmy na siebie w biegu.
- Teraz albo nigdy ! - zdecydowałam.
Rzuciliśmy się na oślep przez skrzyżowanie wśród pisku opon i klaksonów. Wyciągnęłam rękę w biegu wskazując na wielką galerię.
- Parking podziemny. - wydusiłam. Chłopak skinął głową. Wślizgnęliśmy się na asfaltowy podjazd starając się wymijać samochody, które wyjeżdżały na ulicę. Na pierwszym poziomie pod ziemią ostatkiem sił przebiegliśmy przez całe piętro i dotarliśmy na klatkę schodową. Gdy w końcu wyłoniliśmy się na powierzchnię, zauważyliśmy, że grupa pościgowa zniknęła.
[...]
Wsparliśmy się o ścianę na tyłach kamienicy, ciężko dysząc. Byliśmy obolali. Odwróciłam głowę w jego stronę, a nasze oczy szybko się spotkały. Chłopak szeroko się uśmiechnął, powodując u mnie tą samą reakcję chemiczną. Z mojego palącego gardła wydobył się stłumiony śmiech. Towarzyszył mi niezwykle dobry humor. Oparłam rękę na ramieniu chłopaka, gdy ten ustał przede mną, mocno dociskając moje obolałe ciało do muru. Jego ciepły oddech powodował drżenie wszystkich moich kończyn. Chłopak pochylił głowę i przycisnął swoje zwilżone usta do moich. Miałam wrażenie, że właśnie tego potrzebowałam.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 741
Liczba liter w poście wynosi: 5037
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: