niedziela, 3 kwietnia 2016

Jackson (Got7) `chapter 3 (ost.)

[w poprzednim rozdziale]
"(...) - Muszę kończyć. - pośpieszyłam go spoglądając na drugą stronę ulicy.
- Dobrze, jeszcze się odezwę, pa. - rozłączył się, a ja przebiegłam przez ulicę, znajdując się na chodniku. Złapałam za rękę chłopaka przede mną. Odwrócił się, a na jego twarzy zobaczyłam uśmiech."
* * *
Gdy tylko nasze oczy wzajemnie się spotkały moja pewność siebie pękła jak bańka mydlana.
- W szpitalu dowiedziałam się, że uratowałeś mnie jak zemdlałam. - zaczęłam - Chciałbym Ci podziękować.
Chłopak przez chwilę wpatrywał się we mnie milcząc.
- Wszystko już w porządku ? - zapytał. Widziałam, że obydwoje czujemy się skrępowani.
- Porozmawiamy może gdzieś indziej, dobrze ? - spytałam.
- Dobrze. - powiedział chłopak zdezorientowany. Ruszając w stronę parku splotłam ręce, mocno je zaciskając. Usiadłam z chłopakiem na najbardziej oddalonej ławce i skierowałam się kolanami w jego stronę.
- Na początku dziękuję Ci za ratunek. Gdyby nie Ty nie wiadomo co by się stało. - powiedziałam - Miałam kilka dni żeby przemyśleć wszystko jeszcze raz i dokładnie. Chcę Ci wybaczyć.
Chłopak wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczyma. Miałam nadzieję, że dotrze do niego to co powiedziałam.
- Na prawdę ? - spytał. Potwierdziłam kiwając głową. Chłopak w euforii rzucił mi się w ramiona. Momentalnie go odepchnęłam. Jego dotyk nadal był dla mnie czymś złym. - Przepraszam. - powiedział po chwili milczenia.
- Jackson, wybaczyłam Ci, ale muszę...
- Rozumiem. - przerwał, uśmiechając się krzywo. - Może wybierzemy się wspólnie na kawę ? 
- Z ciastkiem ? - spytałam, rozśmieszając samą siebie.
- Jeśli chcesz.
- No dobrze. - odpowiedziałam. Podniosłam się z ławki i razem z Jacksonem ruszyłam do kawiarni. Będąc na miejscu zamówiliśmy coś do picia. Czas płyną w szybkim tempie, co sprawiło, że zapomniałam o tym co na prawdę stało się z Jacksonem. Wychodząc z kawiarni, lampy żarzyły się żółtym światłem, a na niebie panował mrok. Jackson wyszedł z inicjatywą odprowadzenia mnie do domu. Po chwili zamyślenia, zgodziłam się i już po trzydziestu minutach stałam przed drzwiami domu.
- Dziękuję Ci za ten wieczór. - powiedział. Jego uśmiech. Szereg białych jak śnieg zębów w obecności miękkich warg.
- Ja też Ci dziękuję. - odpowiedziałam mu uśmiechem. Staliśmy chwilę, wpatrując się w swoje oczy. Schyliłam głowę w dół, żeby uniknąć jego przenikającego spojrzenia. Widziałam jak jego ręka zbliża się do mojego ramienia. Podniosłam wzrok, a jego dłoń wróciła na miejsce.
- Dobranoc. - powiedział, schował ręce do kieszeni spodni i odszedł. Weszłam do domu, pozbywając się w korytarzu kurtki i butów, po czym przekręciłam klucz w drzwiach i weszłam na górę. Włączyłam muzykę, poszłam do łazienki z zamiarem wzięcia szybkiego prysznica. Kilkadziesiąt minut zajęła mi wcześniej zaplanowana kąpiel. Gdy tylko wyszłam z łazienki, złapałam się futryny i zaczerpnęłam kilka oddechów. Moje serce biło niczym galopujące stado koni i głowa pulsowała. Przykucnęłam, łapiąc się za pierś. Kilka minut w skulonej pozycji pozwoliło uspokoić mój puls. Wstałam zdezorientowana i nie przywiązując do tego zbytniej uwagi ubrałam pidżamy, wyłączyłam muzykę i położyłam się do łóżka. Kładąc głowę na poduszce usłyszałam dzwonek przychodzącej wiadomości. Wzięłam telefon do rąk i odblokowałam ekran. Okno wiadomości powiększyło się, ukazując całą treść SMSa.

Nadawca: Jackson
Nie miałem odwagi Ci tego powiedzieć dziś, miesiąc wcześniej, a nawet przez te kilka lat. Popełniłem błąd tej jednej jedynej nocy, po pijaku. Nie chciałem dać Ci odejść, a wszystko przez to, że byłem cholernie zazdrosny. Ja wiem, że nic mnie nie tłumaczy, ale nie chciałem cię stracić. Jestem idiotą, i to nigdy się nie zmieni. Przepraszam, jeszcze raz przepraszam i po stokroć przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł cię jeszcze raz przytulić i powiedzieć kilka słów o tym co czuję. Dobranoc piękna.

Kliknęłam na okno odpowiedzi i wystukałam kilka słów kilkakrotnie kasując wiadomość. Przemyślałam wszystko i jedynym słowem na jakie było mnie stać, było Dobranoc. Wysłałam wiadomość, wyciszyłam telefon i włożyłam go do półki. Rozmyślając o tym co dzieję się między mną a Jacksonem, zasnęłam.

*2 dni później*
Ściskając skierowanie na badania, weszłam przez rozsuwane drzwi szpitala i stanęłam w hallu. Podchodząc do rejestracji, podałam kartkę w okienku i z kolejnym skierowaniem ustałam przed drzwiami gabinetu lekarskiego. Starsza kobieta zaprosiła mnie do środka, po czym wskazała krzesełko naprzeciwko jej biurka. Półmrok, który panował w środku powodował, że czułam się niepewnie. Usiadłam na wskazanym miejscu podając jej skierowanie. Kobieta w kitlu spojrzała w kilka zeszytów i oddając mi skierowanie spojrzała przelotnie na budowę mojego ciała.
- Została pani skierowana na dwudniowe badania w naszej placówce. Położymy panią na oddział i zaczniemy badania od jutra rana. - powiedziała spokojnym tonem. - Proszę wejść na pierwsze piętro i skierować się do recepcji na oddziale kardiologicznym. Tam zostanie pani do środy.
Wstałam z krzesełka, wyszłam z gabinetu i według zaleceń, skierowałam się na oddział kardiologiczny. Przywitało mnie kilka młodszych pielęgniarek, po czym jedne z nich wskazała mi łóżko na którym będę spała przez te dwie noce. Usiadłam na skraju i przebrałam buty. Torbę z ubraniami włożyłam pod łóżko i wyjęłam telefon z przedniej kieszeni spodenek. Nagle do sali weszła jedna z młodszych pielęgniarek. Spojrzałam na nią i stwierdziłam, że widziałam ją wcześniej na korytarzu.
- Mała zmiana planów. Wykonamy dziś kilka badań, żeby upewnić się z czym tak na prawdę na pani problem. - powiedziała z uśmiechem. - Proszę wziąć ręcznik, butelkę wody, przebrać się w jakieś inne spodenki, luźną koszulkę, a ja zaprowadzę panią na badania.
Przebrałam się, zabrałam potrzebne rzeczy i poszłam na badanie.

[2 godziny później]
Usiadłam zdyszana na łóżku i popiłam kilka łyków wody. Wykąpałam się, przeprałam ubrania, przebrałam i wywiesiłam ubrania na grzejniku. Usiadłam na łóżku, biorąc telefon do ręki i patrząc na ekranik. Wiadomość od Jacksona i kilka powiadomień z mediów społecznościowych. Odczytałam wiadomość z krótkim "Hej, jak się dziś czujesz?". Pomyślałam nad odpowiedzią i napisałam kilka słów. Odpowiedź nadeszła od razu. Proponował spotkanie. Wykręciłam się, tłumacząc pokrętnie. Wiadomość od Jacksona przyszła później niż myślałam "No dobrze. Uważaj na siebie. Miłego dnia.". Odłożyłam telefon i zabrałam książkę z torby. Godziny mijały nudno i nieubłaganie. Nadeszła dwudziesta druga i cisza nocna. Zgasiłam więc światło, wysłałam SMSa do Jacksona, kolejny raz z krótkim "Dobranoc" i poszłam spać.

*następnego dnia*
Obudziłam się o siódmej nad ranem, umyłam się i wróciłam na salę. Po kilku minutach na salę weszła ta sama pielęgniarka co wczoraj.
- Zaprowadzę cię na kolejne badania, więc przygotuj się, dobrze ? - nie oczekując odpowiedzi wyszła za drzwi. Pościeliłam łóżko i dołączyłam do niej przy wyjściu z oddziału. Zapowiadał się kolejny dzień badań.

[wieczór]
Siedziałam wygodnie na łóżku i czekałam na obchód. Dziesięć po dziewiętnastej w mojej sali pojawił się starszy pan. Wnioskując po kitlu, był lekarzem prowadzącym. Przedstawił się po czym otworzył wcześniej przyniesiony skoroszyt i zaczął czytać.
- Niestety czeka panią przeszczep serca. - powiedział na wstępie. - Rokowania są ciężkie. Pańskie serce wytrzyma maksymalnie dwa miesiące, po czym potrzebne będzie nowy narząd. Wpiszemy panią na listę najbardziej potrzebujących biorców. - przystanął na chwilę, nie odrywając wzroku od skoroszytu. - Wydaje mi się, że nie ma co trzymać panią w szpitalu do czasu przeszczepu. Za niecałą godzinę zaczną się wypisy, więc może pani wracać do domu. Będziemy dzwonić jak znajdziemy dawcę. - wygłosił formułkę po czym wyszedł ze sali. Siedziałam na łóżku nieruchomo, wpatrując się w białą poręcz szpitalnego łóżka. Jeśli nie znajdą dawcy, umrę za dwa miesiące. - pomyślałam po czym wstałam z łóżka, przebrałam się w spodenki i koszulkę po czym zabrałam wszystkie rzeczy i z wypisem w ręce zeszłam do hallu na dół. Miałam wychodzić z budynku, kiedy wiadomość o moim stanie zdrowia dobiła mnie bardziej, a ja wróciłam się na kanapy w poczekalni. Usiadłam i drżącą ręką wyciągnęłam telefon z przedniej kieszeni. Wystukałam kilka literek i weszłam w listę nadawców, bez wahania kliknęłam na imię Jackson i wysłałam wiadomość. Po chwili dostałam wiadomość zwrotną "Czekaj tam, zaraz będę.". Schowałam telefon, zabrałam torbę i pewnym siebie krokiem wyszłam ze szpitala. Gdy tylko przekroczyłam próg budynku, znalazłam się na chodniku. Rozejrzałam się dookoła i stanęłam bez ruchu z torbą w lewej ręce. Po kilkudziesięciu minutach usłyszałam głos Jacksona.
- Gummi, co się stało ? - spytał. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Torba wypadła mi z rąk, a ja wpadłam w ramiona chłopaka. Wtuliłam się w niego, słuchając rytmu jego serca.
- Jackson, zabierz mnie stąd jak najdalej. - wyszeptałam. Chłopak złapał moją dłoń, a w drugą zabrał torbę i ruszyliśmy w stronę parkingu. Wsiedliśmy do samochodu i po godzinie jazdy zatrzymaliśmy się przed sporawym domem. Wysiadłam ze samochodu, chłopak wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę budynku. Gdy tylko znalazłam się w środku domyśliłam się, że musiał być to jego dom. Zdjęłam buty, a chłopak zaciągnął mnie przez korytarz do salonu, posadził na kanapie, a sam zniknął. Gdy tylko przyniósł herbatę, upiłam spory łyk, parząc sobie język. Chłopak usiadł obok mnie, a ja przytuliłam się do niego. Widziałam, że jest zdezorientowany moim zachowaniem, ale chciałam poczuć się bezpiecznie. Jego dłoń powędrowała na moje włosy, delikatnie je głaszcząc.
- Gummi ?
- Tak ? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Powiedz mi co takiego stało się, że byłaś w szpitalu ? - jego głos brzmiał obco. Przez chwilę zastanawiałam się czy mam mu powiedzieć o wszystkim, czy jednak mam zachować to dla siebie.
- Jeśli nie znajdę biorcy, który odda mi swoje serce, umrę za dwa miesiące.
Ręka chłopaka ustała, a wraz z nią zatrzymał się jego oddech. Przez kilka sekund milczał, po czym podciągnął mnie do góry, posadził na swoich udach i mocno objął. Obydwoje milczeliśmy kilka dobrych minut. Chłopak w końcu wziął mnie za brodę i skierował moją głowę w jego stronę. Nasze oczy się spotkały.
- Będzie dobrze piękna. - powiedział i delikatnie się uśmiechnął. Miałam wrażenie, że on sam nie wierzy w wypowiedziane przed chwilą słowa.

*2 tygodnie później*
Każdy dzień był dla mnie męką. Gdy tylko minął czternasty dzień od diagnozy, zaczęłam się martwić. Szłam właśnie do sklepu poważnie zastanawiając się czy nie powiedzieć o chorobie znajomym. Zrobiłam najpotrzebniejsze zakupy i po chwili wracałam już do domu. Od dwóch dni nie widziałam się z Jacksonem. Pisze do mnie codziennie, sprawdzając jak się czuję. Z każdą godziną przy nim, mam wrażenie, że uczucie, które było między nami dawno temu, znów wraca. Przeszłam na drugą stronę ulicy i usłyszałam dzwonek telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się numer nieznany, a ja wcisnęłam zieloną słuchawkę. Kobieta po drugiej stronie dzwoniła ze szpitala. Gdy tylko usłyszałam wiadomość, którą miała mi przekazać, torba z zakupami wypadła mi z rąk, lądując na chodniku. Podziękowałam, po czym rozłączyłam się i zaczełam zbierać zakupy. Nie mogłam w to wierzyć. Znalazł się dawca.

*następnego dnia*
Siedziałam na sali i czekałam do zabiegu. Ostatnie godziny były dla mnie stresujące, a zarazem radosne. W sali nagle pojawił się Jackson.
- Gummi, tak się cieszę. - powiedział i mocno mnie uściskał. Tyle czasu czekałam na niego.
- Jackson, a jeśli przeszczep się nie przyjmie ? A jeśli umrę na stole operacyjnym ? - zapytałam z obawą.
- Wszystko będzie dobrze piękna. - powiedział i usiadł obok mnie. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w swoje oczy. W końcu chłopak uśmiechnął się szeroko. W kącikach jego oczy zauważyłam łzy. - Wierzę, że wszystko się uda. - jego głos załamywał się, gdy do sali weszły dwie pielęgniarki.
- Zabierzemy panią za salę operacyjną. - powiedziała jedna - Proszę się położyć.
Jackson zszedł z łóżka, a ja posłusznie położyłam się na białej pościeli. Wyjechałam na korytarz, zjechałam na dół, a Jackson czekał już przed salą na korytarz, gdzie nie mógł wejść.
Zatrzymał się przy moim łóżku, schylając się nade mną. Nasze usta zetknęły się w pocałunku, aby po chwili oderwać się od siebie ze smutkiem. Chłopak na koniec uśmiechnął się przez łzy i zniknął.

*kilka dni później*
Otworzyłam oczy i drętwą ręką przetarłam je powoli. Mgła zniknęła a ja skierowałam wzrok przed siebie. Biała poręcz łóżka i wielki bukiet białych róż na stoliku za łóżkiem. Obróciłam głowę w lewą stronę. Na stoliku leżała koperta z moim imieniem. Bez zastanowienia, ściągnęłam ją na pościel i odgięłam róg koperty, przechylając ją. Ze środka wypadła jakaś kartka i zdjęcie. Odwróciłam je na drugą stronę. Uśmiech Jacksona wywołał u mnie podobną reakcję. Położyłam zdjęcie na pościel i wzięłam do rąk złożoną kartkę. Gdy tylko zobaczyłam treść, zaczęłam ją czytać.



Najukochańsza. Gdy tylko powiedziałaś mi o przeszczepie, postanowiłem Ci pomóc. Poszedłem do szpitala, przebadałem się. Od dziś moje serce należy do Ciebie. Nie miałem odwagi Ci tego powiedzieć dziś, miesiąc wcześniej, a nawet przez te kilka lat. Kocham cię.

`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 2060
Liczba liter w poście wynosi: 13139
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: