poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Kai (Exo) `chapter 3

[w poprzednim rozdziale]
"Śnieg prószył coraz mocniej, a ja od kilku godzin chodziłam po mieście. Robiło się coraz ciemniej i zimniej, a ja potrzebowałam miejsca do spania. Idąc w stronę biedniejszych części Seoulu, wypatrzyłam jaśniejszy punkt pod jednym z tutejszych mostów. Podchodząc bliżej, spostrzegłam, że źródłem światła był ogień. Zeszłam w dół, położyłam walizkę obok beczki i wyciągnęłam ręce w stronę ognia. Ciepło, które poczułam, sprawiło, że zadrżałam. Wyciągnęłam z walizki jedną z bluz i ubrałam ją pod kurtkę. Policzek nadal piekł, a niespodziewany ból kostki, zwalił mnie z nóg. Oparłam głowę o betonowy strop za mną i wypuściłam powietrze z płuc, przymykając oczy. Zmęczenie dało w końcu o sobie znać. Zatrzęsłam się z zimna i zsiniałymi rękoma zasłoniłam usta, powstrzymując ziewnięcie. Nagły szelest sprawił, że poderwałam się do góry. Wytężyłam wzrok. Po za okręgiem światło było "coś". Coś co wzbudziło moje obawy."
* * *
Wypuściłam kilka zimnych oddechów, zaciskając ręce w pięści.
- Kto tam jest ?! - krzyknęłam pytająco. Z cienia wyłonił się mężczyzna. Jego zmęczona twarz, długa broda i poczerwieniały nos wywołały u mnie poczucie winy. Mężczyzna bez słowa skierował się w moją stronę i stanął przy ogniu. Światło, które rozświetliło jego twarz, ujawniło więcej sekretów niż myślałam. Głębokie bruzdy i zapadnięte policzki od razu rzuciły mi się w oczy, a jego azjatyckie rysy zginęły pod maską starości. Miał około sześćdziesięciu lat, a jego siwe włosy wystawały spod grubej czapki. W pierwszej chwili zdjął rękawiczki, włożył je do kieszeni starego płaszcza i skierował dłonie w stronę ognia. Jego suche i popękane palce ocierały się o siebie, po czym jego zwieszona głowa poniosła się, a jego brązowe oczy wpatrzyły się we mnie.
- Co taka młoda osoba jak Ty tutaj robi ? - spytał zachrypniętym, niskim tonem. 
Stałam w milczeniu, po czym przetarłam oczy i wpatrzyłam się w ogień.
- Nie wiem co ja tu robię. - stwierdziłam pod nosem.
- Musi być jakiś powód. - odpowiedział. Miałam wrażenie, że jego głos przybiera cieplejszy ton.
- To nic ważnego, na prawdę. - przyznałam - A pan ? - spojrzałam na niego. - Dlaczego pan tutaj jest ?
- Nie jestem pewien czy chciałaby pani wysłuchać historii starego dziadka. - zdobył się na lekki uśmiech.
- Proszę, niech pan mówi. - ponagliłam go.
- Byłem kiedyś szanowanym prezesem jednej z Seoulskich firm. Poznałem moją żonę, która urodziła 3 naszych dzieci. Nasze dzieciaki podrostły, a ja nadal zajmowałem się firmą, w nadzieji, że przepiszę ją któremuś z nich. Gdy tylko jedna z moich córek przedawkowała amfetaminę, umierając, załamałem się. - przerwał na chwilę, pociągając nosem. - Wpadłem w nałóg hazardu, a później zacząłem przyjmować drobne dawki amfeaminy. Uśmierzała ból, ale rujnowała mnie na zewnątrz. - wskazał palcem na zapadnięte policzki. - Żona odeszła ode mnie, a ja wpadałem z nałogu w nałóg. Skończyłem na kilku odwykach alkoholowych. Moja firma upadła, a ja znalazłem się tutaj. Od 6 lat nie pije, nie ćpam, nie gram w pokera. - kontynuował. - Jestem Hyun-bin, człowiek, który upadł.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. 
- A jaka jest twoja historia ? - spytał po długiej chwili milczenia.
- Najważniejsza osoba w moim życiu uśmierciła mnie w przeciągu kilku minut.
Starzec niespodziewanie złapał moją rękę.
- Widzę, że się martwisz. - powiedział. - Nie powinno cię tu być. To nie jest miejsce dla tak młodej osoby jak Ty.
- Nie mam gdzie się podziać. - przyznałam - To miejsce jest moją ostatnią deską ratunku.
- Spróbuję Ci pomóc na tyle ile potrafię. - puścił moją rękę i zastygł w poprzedniej pozycji.
- Dlaczego jest pan uczciwy i taki pomocny ? - spytałam.
- Życie nauczyło mnie, że dobre i złe uczynki zawsze do Ciebie wracają. - odpowiedział zamyślony. - Nawiązując do twojej histori moja droga, próbowałaś rozmawiać ?
- Tak. - skwitowałam krótko. Mężczyna położył dłoń na moim ramieniu.
- Będzie dobrze. - przyznał, założył rękawiczki. - Będę tam gdzie wcześniej, jeśli będziesz czegoś potrzebować, po prostu powiedz. - odwrócił się i odszedł w stronę, z której przyszedł. Opadłam na ziemię, rozsunęłam walizkę i układając kilka ubrań blisko beczki z ogniem, kładąc się na nich. Zamknęłam oczy. Niech ten dzień w końcu się skończy. - pomyślałam, zasypiając.

*Sehun*
Próba nawiązania rozmowy z Kaiem zakończyła się fiaskiem. Siedziałem na kanapie i nadal tamowałem krwotok z nosa, po próbie wyjaśnienia całej sytuacji kilka minut temu. Spojrzałem na zegarek. Minęło ponad 5 godzin odkąd widziałem Salari. Na dworze było już ciemno, a śnieg niemiłosiernie sypał, tworząc spore zaspy. Podszedłem do okna, patrząc na temperaturę, która osiągnęła dziesięć stopni poniżej zera. Wyjrzałem na ulicę, która świeciła pustkami. Zasłoniłem okno i wróciłem na kanapę. Spojrzałem na ekran telefonu w oczekiwaniu na jakiekolwiek powiadomienie o wiadomości, czy nieodebranym połączeniu. Znużony, oparłem głowę o podłokietnik, włączyłem telewizor i zamknąłem oczy, wsłuchując się w dźwięki programu.

*Salari*
Poczułam rękę na gardle, po czym ktoś z dużą siłą ścisnął moje nadgarstki, przyciskając je do ziemi. Obudziłam się patrząc na ludzi nade mną. Dwójka chłopaków śmiała się i nerwowo szeptała. Jeden - blondyn - pochylony nad moją twarzą, przyciskał moje nadgarstki do ziemi, a drugi - brunet - swobodnie siedział na moich biodrach. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, w końcu chłopak zaczął rozpinać moją kurtkę. Próbując uwolnić się z objęć blondyna, szarpnęłam się, uderzając zdzierającego ze mnie ubrania w twarz. Brunet oddał mi prawym podbródkowym, kontynuując to co zaczął. Gdy tylko zerwał moje spodnie, poczułam, że wszystko toczy się szybciej. Mój krzyk odbijał się echem, a chłopak zimną ręką błądził po moim biuście. Odwróciłam głowę, wybuchając panicznym płaczem. Po chwili ciężar ciała obcego znikł, a nadgarstki uwolniły się z uścisku. Usłyszałam krzyk starca.
- Uciekaj !
Zerwałam się z ziemi, zostawiając wszystko i rzucając się w paniczną ucieczkę. Biegłam przed siebie jakiś czas, co chwilę zerkając za siebie i upewniając się, że nikt za mną nie biegnie.

*Kai*
Usłyszałem kilkukrotny dzwonek do drzwi. Zdenerwowany zszedłem po schodach. Gdy dzwonek zadzwonił po raz kolejny szarpnąłem za klamkę, otwierając drzwi. Poczułem jak czas zwalania, a moje serce pęka na milion kawałków.
````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Liczba słów w poście wynosi: 1006
Liczba liter w poście wynosi: 6359
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: