wtorek, 26 lipca 2016

Marry me, Luthi !

* * *
Kilka słów odnośnie tego part'u. Jest to jedna z najgorszych części (które dotąd napisałam), z której po prostu nie jestem dumna. Widząc jednak, że niewiele mogę zmienić, po prostu opublikuję to co stworzyłam, nie licząc na więcej z siebie. Bo uwierzcie, próbowałam. Miłego czytania.
* * *
Część: II
Etykiety: EXO, OTHER
* * *
[w poprzednim rozdziale]
"- Witaj panno Wi. - powiedział nagle chłopak, przeganiając tym samym mojego ojca z pomieszczenia. Odchrząkając dyskretnie, sprowokowałam go do podejścia bliżej. - Przepraszam, nie przedstawiłem się. - powiedział, wyciągając jednocześnie rękę w moją stronę. - Jestem Song Joong-Ki.
- Luthi Wi. - odpowiedziałam podając mu dłoń, która delikatnie ujął i złożył na niej pocałunek.
- Przejdźmy się."
* * *
Zaskoczona manierami chłopaka, podążyłam za nim do wyjścia. Nim znaleźliśmy się na zewnątrz, zmieniłam kurtkę na najcieplejszy płaszcz jaki posiadałam. Owijając szalik wokół szyi, pośpieszyłam za Joong-Ki. Kilka minut spaceru w milczeniu, zaczęło mnie przerastać. Zszokowana całą sytuacją, w końcu nie wytrzymałam.
- Co skłoniło cię do tego małżeństwa ? - powiedziałam z pewną lekkością. Chłopak zatrzymał się i niepewnie zmierzył mnie wzrokiem. Jego powaga ustąpiła ledwo widocznemu uśmiechowi.
- Panno Wi, zejdźmy może na nieco prostsze do wyjaśnienia tematy, dobrze ? - powiedział. Zbita z tropu przez szarmancki uśmiech chłopaka, nie kontynuowałam tematu małżeństwa. - Powiedz mi co lubisz robić. - stwierdził z zainteresowaniem.
- Od jakiegoś czasu zajmuję się fotografowaniem przyrody. Czytam dużo książek o różnej tematyce. - odpowiedziałam. - A Ty czym się interesujesz Joong-Ki?
- Zajmuję się prowadzeniem dużej korporacji muzyczno-aktorskiej, więc tym mniej więcej również się interesuję. - odpowiedział pokrótce. - Miałabyś ochotę na ciepłą herbatę czy też czekoladę ? - Spytał, wskazując kawiarnię niedaleko.
- Oczywiście. - powiedziałam, przyjmując zaproszenie.
Siadając w ciepłym pomieszczeniu kawiarni, chłopak zamówił dla nas ciepłe napoje i usiadł na przeciwko mnie. Jego skromność i nienaganna etykieta po raz kolejny zaszokowały mnie i zauroczyły.
Przez kolejne godziny rozmowa zahaczała o śmieszne jak i poważne tematy. Dowiadując się nieco o jego pracy i zainteresowaniach, nadal nie wychodziłam z podziwu, w jaki wprowadził mnie chłopak odkąd go zobaczyłam. Minęła godzina jedenasta i kawiarnia szykowała się do zamknięcia, to też czym prędzej wyszliśmy z budynku i kierując się na drugą stronę ulicy,  po czym ruszyliśmy w milczeniu w kierunku mojego domu. Gdy tylko chłopak odjechał swoim samochodem, weszłam do środka jak najszybciej, biegnąc po cichu do swojego pokoju. Zmęczona rzuciłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam.
[...]
Budząc się około godziny dziesiątej, zdjęłam wczorajsze ubrania i odświeżając się w łazience, przebrałam się w coś równie ciepłego. Wyszłam w końcu z pokoju i nieco zaspanym jeszcze krokiem, weszłam do kuchni znajdującej się na parterze. Wzrok mojego ojca od razu powędrował w moją stronę.
- Dlaczego wróciłaś tak późno do domu ? - spytał. Patrząc w jego kierunku, pomyślałam - Tylko na tyle cię stać ojcze ? Beż żadnego Dzień Dobry, witaj córciu ?
- Joong-Ki zabrał mnie do kawiarni, dużo rozmawialiśmy tato.
- To dobrze. - stwierdził i odkładając filiżankę na blat kuchenny, skierował się w stronę drzwi wyjściowych. - Wyjeżdżam. Nie będzie mnie przez sto równych dni, po tym czasie zorganizujemy wesele. Song Joong-Ki obiecał, że się Tobą zaopiekuje moja droga. Zaproponował też, żebyś się do niego wprowadziła i zaczęła pracę w jego firmie, co nie podlega żadnym negocjacją. - kontynuował. - Przyjedzie dziś po południu. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrze. Pa córciu. - powiedział i wyszedł z domu w ciszy.
Patrząc na zamykające się drzwi za ojcem, w końcu poczułam gniew. Uderzając pięścią w stół, dałam upust emocją i usiadłam na krzesło.
- Przecież nie mogę wyprowadzić się do osoby, której nie znam. To jest niemożliwe. - powiedziałam pod nosem do siebie. Z bezsilności pobiegłam do pokoju, przebrałam się w nieco luźniejsze ubranie i naciągając na siebie płaszcz i szalik, wyszłam na zewnątrz. Chowając klucze do kieszeni przeszłam przez bramkę i stanęłam wyprostowana na chodniku. Rozglądając się kilkukrotnie w lewo i prawo, nie wiedziałam co skłoniło mnie do wyjścia na zewnątrz. Pierwsze płatki śniegu spadły na chodnik z poszarzałego nieba, które nabrzmiewając się, jednocześnie ostrzegało przez nadchodzącymi opadami. Czując świeże powietrze docierające do moich nozdrzy zdecydowałam jednak, że krótki spacer nie zaszkodzi mojemu zdrowiu. Przebiegając przez uliczkę, skierowałam się w stronę jednej z najbardziej zalesionych dzielnic. Przechodząc obok jednej z wystaw sklepowych, zbliżałam się do jednego ze stawów. Przykuwająca wówczas moją uwagę lekko zamarznięta tafla wody, sprawiła, że nieco się rozluźniłam. Cisza, która panowała dookoła mnie była niczym woda dla spragnionego.
Podążając ścieżką, prowadzącą przez las, wyszłam na jednej z uliczek miasta. Zastanawiając się jak się tutaj znalazłam, mój wzrok mimowolnie powędrował w górę. Śnieg prószył coraz bardziej, a ciemne chmury opanowały zapewne całe miasto. Idąc kawałek dalej, stanęłam zaskoczona wyglądem i znajomością owego miejsca. Przypominając sobie w końcu skąd znam to miejsce czym prędzej udałam się pod jedne z drzwi. Czując zimny wiatr na dłoniach, jak najszybciej zapukałam do środka. Odczekując kilka sekund, ponownie zapukałam. Powtarzając się jeszcze kilka razy, nadal pozostawałam na dworze. Śnieg stworzył już kilkumilimetrową pokrywę na chodniku, a mroźny wiatr przybierał na sile, przeganiając go z jednego miejsca na drugie. Próbując wyjść spod daszku, okrywającego drzwi, momentalnie cofnęłam się, czując jak siarczysty wiatr, ociera się o moje policzki. Stając jak najbliżej drzwi, skuliłam się i pocierając ramiona, mocniej zakryłam się szalikiem.

*Kyungsoo*
Siedząc w taksówce, przeglądałem się szalejącemu na zewnątrz wiatrowi.
Jak dobrze, że nie musiałeś iść w tą zawieruchę. - pomyślałem, odwracając głowę w drugą stronę. Odczekując kilka minut, taksówkarz w końcu staną wzdłuż jednej z ulic. Spoglądając przez przednią szybę, dał mi do zrozumienia, że dalej nie przejedzie. Zapinając kurtkę, wręczyłem mu należność i wysiadłem z ciepłego samochodu. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, a ja czym prędzej chciałem znaleźć się w ciepłym mieszkaniu. Już z oddali, w moje oczy rzucił się czarny przedmiot spoczywający przed drzwiami. Będąc coraz bliżej, przedmiot zaczął nabierać kształtu. Puszczając z przerażenia kołnierz, w którym skrywałem usta, ruszyłem biegiem do drzwi.

*Luthi*
Czując zacisk na prawym ramieniu, moja głowa powędrowała w górę. Przerażony brunet podciągnął mnie do góry i czym prędzej otwierając drzwi, popchnął mnie do środka. Nie czując nic pod stopami, upadłam w przedsionku. Chłopak złapał mnie w pasie i przeciągając kawałek, położył na kanapie.
- Luthi, co Ty tu robisz ? - zapytał ze zdziwieniem i nutką złości w głosie, rzucając wcześniej zdjęty płaszcz na oparcie fotela. Trzęsącymi dłońmi rozsunęłam kawałek suwaka w kurtce i czując bolesne mrowienie w palcach, odpuściłam. Chłopak rzucił koc obok mnie i zdejmując mi buty, przemokniętą kurtkę i szalik, zrzucił je na podłogę. Widząc w jakim stanie jest reszta moich ubrań, zostawił mnie tylko w koszulce i przemokniętych do połowy spodniach, po czym okrywając mnie szczelnie kocem i kołdrą, zniknął. Ciało powoli przyzwyczajając się do temperatury, przestawało piec i szczypać. Brunet zjawił się dopiero po piętnastu, dwudziestu minutach z dwoma kubkami w rękach. Stawiając je na małym, podłużnym stoliku, usiał w fotelu i przeczesując włosy, jego wzrok w końcu padł na mnie. Wpatrując się w jego mętny wzrok, czułam zjadający mnie od wewnątrz ogień. Nie pamiętałam kiedy ostatnio czułam takie zakłopotanie.
* * *
Liczba słów w poście wynosi: 1051
Liczba liter w poście wynosi: 7063
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: