czwartek, 14 lipca 2016

Hate

Część: II
* * *
[w poprzednim rozdziale]
"Oparł się w końcu na łokciach i spojrzał w moją stronę. Trwało to może kilka sekund, wtedy też przysnęłam się do niego i szybkim ruchem złączyłam nasze usta w pocałunku. Czując zażenowanie, oderwałam się i ruszyłam w stronę drzwi. Czułam, że muszę uciec, że to wszystko jest snem. Chłopak ruszył za mną i łapiąc mnie za rękę, pociągnął mnie do tyłu. Wpadając w jego ramiona czułam jak moje serce przyśpiesza.
- Zrób to jeszcze raz, proszę. - powiedział cicho. I tak też zrobiłam. Kolejny pocałunek był bardziej namiętny, zachłanny. W końcu oderwałam się od niego i spojrzałam za okno. Ciemność pochłonęła cały krajobraz, a ja nadal nie wróciłam do domu. - Jeśli musisz iść, idź. - powiedział chłopak. Delikatnie się uśmiechnęłam, odsunęłam od niego i wyszłam z pokoju. Zbiegając na dół, pomachałam na pożegnanie Jonginowi i wyszłam na zewnątrz. Latarnie oświetlały wyludnioną już ulicę, a ekran mojego telefonu wskazywał godzinę 23:07. Zabrałam kask i zeszłam po schodach, idąc w stronę zaparkowanego przy chodniku motocykla. Usiadłam na siedzeniu mojej maszyny i jeszcze raz spojrzałam na jedno z okien, w którym zgasły światła. Uśmiechając się lekko do siebie, założyłam kask i odpalając motocykl, ruszyłam z zamiarem wylądowania dopiero w domu."
* * *
[kilka tygodni później]
Wszystko było nakręcane w zastraszającym tempie. Kilka spotkań, przerodziło się w randki, a z tych blisko już było do bycia razem. Więc stało się, w końcu mogłam się cieszyć z bycia dziewczyną Chanyeola. Spędzając z nim ostatnie dni, czułam się wspaniale, co pozwoliło nam na niesamowite wspomnienia i kilka dni odpoczynku. [...]
Wstając z uśmiechem na ustach, spojrzałam na ekranik telefonu. Wybiła 9, a wraz z nią w głowie zaświtał mi pomysł, zrobienia pikniku. Schodząc z łóżka, podeszłam do okna, rozchylając zasłony. Brudne, nabrzmiałe niebo popsuło moje plany, a radość ustąpiła lekkiemu zdenerwowaniu. Odchodząc od okna, zrzuciłam z siebie pidżamę, zakładając na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Zbiegając po schodach na dół, pośpiesznie złapałam płaszcz i zaciągając kaptur, wyszłam na zewnątrz. Trucht zmieni się w powolny spacer. Ulice nagle opustoszały pod wpływem nadciągającego deszczu. Czując jak ciężkie staję się powietrze, przyśpieszyłam, chowając się pod zadaszeniem jednego z domostw. Wbiegając na schody przywitały mnie pierwsze krople wiosennej ulewy. Odetchnęłam z ulgą i odwracając się w stronę drzwi napotkałam ciekawe spojrzenie jednego z nich.
- Cześć Naurore. - powiedział pewnie. Jego nieskazitelne, niegdyś blond włosy, ustąpiły czerni. Wskazując palcem na jego głowę, chłopak tylko się roześmiał. - Ah, tak, dziwnie wyglądam, prawda?
Nieznacznie pokiwałam głową, zwracając uwagę na ruch za nim. Kyungsoo praktycznie niezauważalnie przemknął do góry, nie zwracając na mnie większej uwagi. Wróciłam więc do chłopaka stojącego przede mną.
- O mato, pewnie chcesz wejść. - powiedział nagle, wciągając mnie do środka siłą. Zbierając mój płaszcz, powiesił go na wieszaku i zaczął prowadzić w stronę niewielkiego salonu. Gdy tylko usiadłam na sofie, chłopak pobiegł do kuchni, zostawiając mnie za kilka chwil samą i wrócił z kubkiem ciepłej herbaty.
- Rozgrzej się kochana. - wręczył mi kubek, a sam usiadł na przeciwko mnie. - Więc od jakiegoś czasu jesteś z Chanyeolem, prawda ? - pokiwałam twierdząco głową, a chłopak kontynuował. - Wiesz, lubię cię Naurore i jako twój przyjaciel, chciałbym cię ostrzec. - na jego twarzy zagościła powaga. - Być może jesteś w niebezpieczeństwie. Proszę, uważaj na siebie. - szepnął cicho, zabrał swój kubek i zostawił mnie samą. Przez kilka dobrych minut wpatrywałam się biały stolik, myśląc nad słowami Kaia, który zbyt poważnie wymówił moje imię podczas rozmowy. Z początku wydało mi się to dziwne, po chwili jednak zbagatelizowałam to, uznając wszystko za mało śmieszny żart. Czekając spokojnie na powrót mojego chłopaka, pokręciłam się po domu, wracając do wcześniejszego miejsca czekania - salonu. Sprawdzając co jakiś czas zegarek, zauważyłam, że spędziłam tam ponad trzy godziny. Stan lekkiego zdenerwowania, spowodował, że wyciągnęłam komórkę, wykręciłam jego numer i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha, przez głowę, przeleciało mi mnóstwo myśli: A jeśli przeszkodzę mu w czymś na prawdę ważnym? Jeśli odbierze, to co mu powiem?
Automatyczna sekretarka zdążyła rozłączyć połączenie, oznajmiając, że abonent jest chwilowo nieosiągalny. Schowałam telefon do kieszeni i nadal czekałam. Minęło kilka godzin, a miejsce obok mnie zdążył zająć tylko Kai: Proszę, zjedz coś. - powiedział i wręczył mi kanapki, które za kilka minut zniknęły. Zabrał pusty talerzyk, po czym znów zostałam sama.
Dobiegała godzina dwudziesta, a z Chanyeolem nadal nie było kontaktu. Kyungsoo, również nie pokazał się więcej tego dnia. Rezygnując w końcu z czekania na niego, wstałam i zawzięcie ruszyłam do drzwi wyjściowych. Naciskając na klamkę, poczułam opór i ku mojemu zdziwieniu, przede mną stanął Chanyeol. Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem, powodując niepewność chłopaka.
- Co Ty tutaj robisz ? - zdziwił się, przepychając się do środka. - Nie potrzebnie tyle na mnie czekałaś. - stwierdził po chwili, zrzucając swoje buty i odkładając je na półkę. - Możesz już iść. - powiedział stanowczo, po czym odwrócił się i wszedł na górę. Zamykając za sobą drzwi, zacisnęłam zęby i przechodząc na drugą stronę ulicy, skierowałam się w stronę domu. Słysząc kilka docinek od pijanych mężczyzn, minęłam ich bez słowa i idąc dalej chodnikiem, rozkoszowałam się niesamowicie cichą i spokojną nocą. Zwalniając tempo, spojrzałam w górę i jedyne co zobaczyłam to nieskazitelne niebo i jasno świecący księżyc. Jego idealna, okrągła forma, wzbudziła we mnie niepokój, jak i zachwyt, mieszając się jednocześnie. Ruszając w dalszą drogę, nie wiedzieć czemu przyśpieszyłam. Będąc coraz bliżej celu, poczułam coś dziwnego. Stanęłam i obejrzałam się za siebie, ku mojemu zdziwieniu nikogo nie zauważając. Od razu kontynuowałam, teraz pośpieszny już powrót do domu. Czując jak serce bije mi coraz mocniej, rzuciłam się przed siebie, biegnąc ze wszystkich sił. Czując silną dłoń na moim ramieniu, zachwiałam się, a napastnik swobodnie pociągnął mnie do tyłu. Moje nogi straciły kontakt z podłożem, a ja upadłam na chodnik, wydając z siebie lekki pomruk bólu.
* * *
Liczba słów w poście wynosi: 757
Liczba liter w poście wynosi: 5040
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.

Brak komentarzy: