poniedziałek, 12 września 2016

Marry me, Luthi !

Część: V
Etykiety: EXO, OTHER
* * *
[w poprzednim rozdziale]
- Małżeństwo z przymusu ? - spytał wściekły. - Oszalałaś ?
- To nie twoja sprawa. - odpowiedziałam, zabierając płaszcz i kierując się w stronę wyjścia.
- Nie moja, masz rację, ale nie chcę żebyś zmarnowała sobie życie dziewczyno ! - krzyknął za moimi plecami.
- Więc daj mi święty spokój ! - wrzasnęłam i wyszłam na zewnątrz otulając się szalikiem. Mrok, który panował na zewnątrz i kilka procent we krwi było jak motor napędowy do szybkiego opuszczenia mroźnego dworu na rzecz ciepłego domu. Idąc szybkim tempem, dotarłam w końcu do postoju taksówek, a stamtąd taksówką, prosto do domu, mając nadzieję, że Joong Ki jeszcze nie wrócił.
* * *
Kupując po drodze butelkę czerwonego wina, zdążyłam wypić ją nim weszłam na schody do domu. Naciskając na klamkę drzwi wejściowych, spotkałam się z oporem. Czyli Joong Ki jeszcze nie wrócił. - powiedziałam pod nosem i odetchnęłam z ulgą, po czym wkładając klucz w drzwi, kilkukrotnie go przekręciłam. Zdejmując buty w przedsionku, skierowałam się do kuchni i stając przed blatem, rozpięłam kurtkę.
- Po tym jak wyszłaś z firmy, postanowiłem, że sam przygotuję kolację i mając nadzieję, że choć trochę uda mi się poprawić twój humor i stan zdrowia, wróciłem wcześniej do domu.
Odwróciłam się i spoglądająć mętnym wzrokiem w stronę zawiedzionego chłopaka, zrobiłam krok do przodu, podtrzymując się ręką na jednym z blatów. Chłopak rzucił się do przodu i łapiąc mnie w pasie, podciągnął na równe nogi.
- Co się stało, powiedz mi. - przysunął się bliżej mnie.
- Chcę odpocząć. - powiedziałam i odsuwając się od chłopaka, ruszyłam na górę, czując jego wzrok na swoich plecach nim nie zniknęłam za ścianą jednego z pomieszczeń. Osuwając się po drzwiach mojej sypialni, zdjęłam buty i rzuciłam je w kąt. Próbując opanować złość i żal, który czułam, zdjęłam ubranie i zostając w bieliźnie, zaczęłam szukać telefonu. Zbierając go z płaszcza z kartką od Kyungsoo, odłożyłam go na półkę obok wanny. Myjąc twarz w ciepłej wodzie, nałożyłam na włosy odżywkę i opierając szyję na wezgłowiu wanny, wzięłam telefon z karteczką na wierzchu, która wpadła do wody. Złapałam ją szybko w ręce i rozginając powoli, modliłam się żeby tusz z karteczki nie spłynął i nie zmieszał się z wodą. Widząc kilka cyfr i plamę z atramentu poniżej, wzięłam telefon do rąk i wykręciłam numer. Po kilku sygnałach rozłączyłam się i wyszłam z wanny, po czym ubrałam się, karcąc się w myślach za to co zrobiłam i kierując się w stronę kuchni, chwyciłam za poręcz schodów. Czując się coraz gorzej, usiadłam na stopniu i słysząc cichą wibracje w kieszeni pidżamy, wyjęłam z niej telefon.
- Tak ? - spytałam niepewnie, przymykając oczy.
- Wszystko w porządku? Stało się coś, gdzie jesteś ? - zalewająca mnie fala pytań, sprawiła, że głośno wciągnęłam powietrze.
- Kyungsoo dlaczego miałoby się coś stać ?
- Notka pod numerem wyraźnie mówiła "Zadzwoń kiedy będzie działo się coś niedobrego".
- Przepraszam, że dziś tak na Ciebie naskoczyłam, byłam wściekła. - powiedziałam, otwierając w końcu oczy i kierując je w stronę mężczyzny stojącego u skraju schodów. Czując napływający do serca niepokój, przełknęłam ślinę. - Muszę kończyć. - rozłączyłam się i schowałam telefon.
- To u niego byłaś, prawda ? - spytał Joong Ki. Kiwnęłam twierdząco głową, a chłopak wszedł na schody i usiadł obok mnie. - Co się dzieje ?
- Nadal nie jestem pewna czy chcę tego ślubu. - powiedziałam w końcu. - Nie chcę cię ranić Joong Ki, ale ja nic nie czuję.
- Pozwól sobie mnie pokochać. - powiedział brunet, odwracając głowę w moją stronę i delikatnie się uśmiechając. Nie wiedząc co powiedzieć odwzajemniłam jego uśmiech, pożegnałam się i wróciłam do swojej sypialni. Chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym dniu, położyłam się do snu i zmęczona usnęłam.

*tydzień później*
Po skończonym śniadaniu wyszłam z Joong Ki do pracy. Wiedząc, że czeka mnie pracowity dzień, uzbroiłam się w cierpliwość i czując motywację, przeszłam przez próg planu. Zastanawiając się dlaczego od kilku dni Kyungsoo milczy, zabrałam się do rozdawania statystom napojów. Przenikliwy i surowy wzrok kilku dziewczyn, zdążył popsuć mi humor. Widząc jednak jak Mery, która brała udział w kręceniu jednego ze spotów, siada na kanapie i zaczyna rozmawiać z jakimś mężczyzną szybko przykuła moją uwagę. Ich rozmowa przerodziła się w kłótnię, a mężczyzna wyszedł z planu. W tym momencie Kyungsoo wszedł na plan i uspokajając sytuację, usiadł obok Mery. Wyjmując gitarę, obiął dziewczynę ramionami i usiłując nauczyć ją kilku chwytów gitarowych, wymienili kilka spojrzeń i uśmiechów. Podchodząc bliżej planu, zabrzmiał dzwonek, który oznajmiał przerwę i masa ludzi zaczęła przebiegać przez moimi nogami. Przepychając się w końcu przez kilka grupek stanęłam przed kanapą, na której nikogo już nie było. Nagły trzask łamanego drewna, w przeciągu kilku sekund zdążył mnie przerazić.
- Luthi ! - krzyk z obydwu stron sprawił, że stanęłam sparaliżowana, czekając na to co mnie czeka. Mocne szarpnięcie i ciężar, który przygwoździł mnie do ziemi sprawił, że wstrzymałam na chwilę oddech. Otworzyłam oczy i spoglądając na chłopka, który uratował mi życie, zdrętwiałam. Mimo uczucia palącego wstydu, ucieszyłam się, że to właśnie on zdążył zareagować.
- Nic Ci nie jest ? - spytał szeptem, otulając mnie mocniej ramionami. Czując przyśpieszający rytm swojego serca, złapałam szybki oddech i czując coraz mniejszy ciężar na swoim ciele, spostrzegłam, że ścianka zniknęła. Kai znalazł się przy nas i służąc ramieniem, pomógł nam wstać. Gdy tylko stanęłam na nogach, Joong Ki porwał mnie w swoje ramiona, oglądając czy na pewno nic mi się nie stało.
- Jedziemy do szpitala. - powiedział i łapiąc mnie za rękę, wyprowadził z firmy.
- Joong Ki, wróć proszę do pracy, nic mi nie jest. - zaprotestowałam.
- To źle, że się o Ciebie martwię ? - spytał spoglądając prosto w moje oczy.
- Nie, oczywiście. - przyznałam
- Więc w czym problem ?
- Chciałabym pobyć sama.
- Dobrze. - powiedział i złożył na moim czole pocałunek - Jedź do domu i odpocznij, zobaczymy się później. Do zobaczenia Panno Wi.
- Do zobaczenia Joong Ki. - odpowiedziałam i wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie wprost do domu, z którego pośpiesznie udałam się na zakupy i śpiesząc się z przygotowaniem obiadu, stanęłam przed dobrze znanymi mi drzwiami. Dzwoniąc kilkukrotnie, nie spotkałam się z jakąkolwiek odpowiedzią. Naciskając na klamkę drzwi ustąpiły, a ja mogłam wejść do środka.
- Hallo ? - zapytałam na wejściu, po czym znajdując się w środku, zabrałam się do roboty.

*Kyungsoo*
Wracając do domu, uśmiechałem się przez całą drogę, jednak na myśl o zachowaniu Joong Ki i Luthi nachodziła mnie nagła chęć uderzenia pięścią w cokolwiek. Delektując się jednak siarczyście zimnym powietrzem, szedłem do przodu ciesząc się z tego, że niedługo odpocznę w ciepłym mieszkaniu. Docierając na miejsce, wyjąłem klucze z kieszeni i wkładając je do zamka, przytrzymałem się klamki, wpadając nagle do środka. Co do cholery ! - zakląłem w myślach i zamykając cicho drzwi wsłuchałem się w odgłosy w mieszkaniu. Ciągły stukot w głębi mieszkania sprawił, że chwyciłem parasolkę w korytarzu i wychylając ostrzejszy koniec przed siebie, ruszyłem w stronę hałasu. Czując narastające napięcie i stres, zacisnąłem dłonie na parasolce i wybiegając zza ściany, machnąłem parasolką, uderzając osobę przede mną. Dźwięk tłuczonego szkła i upadającego człowieka, sprawił, że puściłem parasolkę i przejrzałem na oczy.

*Luthi*
Czując uderzenie w tył głowy upuściłam talerze i upadłam na podłogę. Ból, który poczułam w lewej dłoni, przeszedł przez całe moje ciało.
- Luthi co Ty do cholery tu robisz ! - krzyk za moimi plecami sprawił, że podparłam się prawą dłonią i podciągnęłam na kolana.
- Pod... - spojrzałam na zakrwawioną podłogę, a mój głos załamał się na chwilę. Kierując głowę w stronę lewej dłoni zamarłam. - Podaj mi proszę apteczkę. - odwracając się w stronę chłopaka z trzęsącą się dłonią, zamknęłam oczy. Kyungsoo doskoczył do mnie i wyjmując mi kawałek szkła z dłoni, zdezynfekował ją i zawinął w bandaż.
- Przepraszam. - powiedział zawijając ostatnią część bandaża.
- To ja powinnam cię przeprosić. - przyznałam. - Chciałam zrobić Ci niespodziankę i podziękować za uratowanie mi życia. - jego wzrok powędrował w końcu w moją stronę.
- Wystarczy mi, że jesteś. - powiedział nagle, przysuwając się bliżej. Czując, że jakaś wielka, niewidzialna siła pcha mnie w jego ramiona, pozwoliłam by dalej mnie adorował. - Mogę...
- Tak. - przerwałam mu i zamknęłam oczy. Czując jego oddech na swoich ustach, czekałam na pocałunek.
* * *
Liczba słów w poście wynosi: 1263
Liczba liter w poście wynosi: 7870
Widzisz błąd? Zgłoś go w komentarzu.